Pasieki Zubrzyckie - podróż we wspomnieniach

Napisane przez Anonimowy w

Chcąc jak najdokładniej opisać Pasieki Zubrzyckie udajemy się do „zagłębia pasieczan” w okolice Namysłowa. To właśnie tam w Wielki Piątek 17 Kwietnia 1946 roku dociera drugi transport rodzin z Pasiek Zubrzyckich, przesiedlanych ze swoich rodzinnych stron na Ziemie Zachodnie. Po tym transporcie następują kolejne, a ostatnie rodziny dojeżdżają w 1956 roku.
W Namysłowie odwiedziliśmy naszego kuzyna Józefa syna Janiny i Kazimierza Czuczwarów.

Na zdjęciu nastoletnia Janina Kutna, mama Józka, (kobieta w białej bluzce) ze swoją najbliższą przyjaciółką Marceliną Ferenz.


Zdjęcie udostępnione przez Weronikę Stachułę.


Józek, chociaż urodzony już tutaj, posiada dużą i szczegółową wiedzę na temat Pasiek oraz zamieszkujących tam rodzin, którą przekazali mu Jego rodzice. Obiecał mi, że wspólnie opracujemy monografię naszej małej kresowej Ojczyzny. W jej stworzeniu pomoże nam podróż do naszych rodzinnych stron, do Pasiek. Planujemy tam pojechać (a podczas rozmowy z kuzynem omówiliśmy szczegóły) i zapraszamy do wspólnej podróży wszystkich, którzy się tam urodzili, przeżyli swoje najpiękniejsze młodzieńcze lata i pamiętają każdy zakątek tej ziemi.

Następnie odwidziliśmy naszego wujka Antoniego Czuczwarę (od Bartosza) syna Józefa i Katarzyny zd. Gulewicz, urodzonego w 1921 roku w Pasiekach Zubrzyckich. Antoni mieszka obecnie wraz z swoją córką Zosią koło Namysłowa.



Zdjęcie Antoniego Czuczwary z własnych zbiorów

To była wizyta pełna wzruszeń. Od naszego ostatniego spotkania upłynęło ponad dwadzieścia lat, a my obaj zmieniliśmy się nie do poznania. I chociaż na naszych twarzach zaznaczył się upływający czas, jedno u wujka pozostało takie jak przed laty: jego uśmiechnięte oczy. Antoni Czuczwara jest osobą o ogromnym poszanowaniu dla drugiego człowieka. Jego serdeczność, otwartość i miłość do drugiego człowieka są szeroko znane. Jak dobrze być przy takim człowieku.
Moja ciocia Helena Ginalska mówiła, że rodzinę Czuczwarów od Bartosza nazywano Rodziną Miłosierdzia. Ja sam zresztą nie potrzebuję żadnych potwierdzeń innych osób na temat wielkości tej rodziny. O ich miłości przekonałem się sam, ponieważ siostra Antoniego Maria Czuczwara poświęciła swoje życie nam, dzieciom Stanisława Ferenza.

Ponadczterogodzinna rozmowa, którą mam zarejestrowaną, to skarbnica wiedzy o pasieczanach, ich życiu w okresie międzywojennym i czasie okupacji, o działalności w AK i ofiarach, jakie z tego powodu ponieśli. Wszystko to wykorzystam do następnych notek o Pasiekach Zubrzyckich.
Kiedy wujek dowiedział się, że chcemy pojechać do ziemi naszych Ojców, zaśpiewał nam tę pieśń.





Jaki piękny i mocny ma głos ten 88 letni pasieczanin! To było dla nas niezwykłe przeżycie. „Na brzegu rzeki usiedliśmy i płakali, wspominając Syjon” - głoszą słowa jednego z psalmów. Pieśń zaśpiewana przez Antoniego wzbudziła w nas ten sam rodzaj tęsknoty. Tęsknoty za krajem na zawsze utraconym.

Opracował Stanisław Ferenz

cb5fccfb30d71a2c7aabcaff99a24482

Ocena artykułu:

Sowchoźnik - nowy gatunek niewolnika

Napisane przez Anonimowy w

Rodzina Lechów, jak pozostali Polacy, została w Kazachstanie przymuszona do pracy ponad siły. Od rana do nocy starali się wypełnić wyśrubowane normy, by dostać 200 g chleba. 16-letnia Władysława tak opisuje swoje obowiązki:

Ja dostałam wóz z parą wołół i podjeżdżałam do kombajna, który wsypywał zboże do wozu i odwoziłam je do szopy. Należało szybko wracać z powrotem, zanim kombajn obkosi dookoła pole. Woły nie chciały mnie słuchać, nie umiałam sobie z nimi poradzić i stale się spóźniałam z objazdem. Sypały się przekleństwa, które musiałam w milczeniu wysłuchiwać

Siostra Władysławy, 18-letnia Helena (która spodziewała się dziecka) i mama, Agafia zostały przydzielone do strzyżenia owiec. Na zmianę przytrzymywały zwierzęta i strzygły. Zbyszek, dwa lata młodszy od Władysławy, który miał za zadanie wozić ziarno do spichlerza, doświadczył w katorżniczej pracy wypadku:

Zbyszek woził ziarno do spichlerza i tak niefortunnie upadł, że wóz przejechał mu nogę. Zawieźli go do szpitala odległego o 30 km. Siostra zaniosła go z wozu na plecach - założyli mu gips i pozostał tam dwa tygodnie. Raz w tygodniu listonosz jechał konnym wozem po pocztę i mąkę z młyna, przywiózł Zbyszka do nas. Przez pewien czas nie mógł pracować, zanim się noga nie wygoiła, ale 200 g chleba otrzymywał.Po wyzdrowieniu przydzielono go do sianokosów.

Niewolnicza praca i straszne warunki życia miały wyniszczający wpływ na Polaków. Najgorszy jednak był głód.

[Zbyszek] miał lat 14, a że był rosły, wyglądał na 18, więc dali go do ciężkiej pracy. Podawał widłami całe bele siana na stertę. Wstawał o świcie, zjadał trochę zupy (to jest roztartą przenicę ugotowaną na wodzie) i o kawałku chleba pracował do wieczora. Czasem Rosjanie dali mu coś do jedzenia, byli dobrzy ludzie, oni też byli potomkami zesłańców, współczuli nam i nauczyli jak ukraść garść pszenicy, żeby ratować się od głodu.

Życie na pszenicznej papce i kawałku chleba musiało mieć swoje zdrowotne konsekwencje. Zbyszek, który ledwo co wrócił do zdrowia, zachorował po raz drugi.

Zbyszek z przepracowania i wycięczenia dostał kurzej ślepoty. Wracał do domu, póki słońce nie zaszło, ale jak pracował daleko i nie zdążył, to go ktoś z robotników przypowadzał, bo nie widział, jak dojść do swojej ziemianki.
Mama wzięła trochę ocałąłych rzeczy, poszła do odległego posiółku do Kazachów i wymieniła za trochę masła i mąki. Ja poszłam do biura powiedziałam, co się z bratem dzieje, że nie może pracować, a że był dobrym robotnikiem, kierownik wypisał kartę do magazynu, na którą dostałam trochę wątroby, kawałek oślizłego ścierwa i pół kilograma łoju. Po trzech tygodniach stan jego zdrowia poprawił się. Następnie pracował przy kąpaniu owiec w kreolinie chorujących na gruźlicę, a padnięte wywoził daleko w step i zakopywał.

Wiosna i lato w kontynentalnym klimacie Kazachstanu dobiegły końca. Zima przyniosła rodzinie Lechów i innym zesłańcom prawdziwy horror.

Z nastaniem zimy upchano nas po kilka rodzin w ziemiankach z piecem. Dach był z gałęzi przykryty darniami i śnieg w czasie burzy sypał do środka. Mrozy dochodziły do -40 i -50 stopni. Dali nam pozwolenie na wycięcie drzewa w lesie, który był zasypany po czubki. Wszyscy, którzy mieli się w co ubrać, poszli odkopać śnieg i napiłowali trochę drzewa. Było ono zamarznięte i mokre, z trudem się paliło.
Woda zamarzała we wiadrach, cierpieliśmy głód i nędzę. Insekty obrzydzały nam życie. Chleba nie było przez kilka miesięcy, ponieważ nikt nie pracował w takie mrozy i wszelka praca ustała. Na Boże Narodzenie mieliśmy po garstce otrąb i nie było nawet się czym podzielić.

W takich ekstremalnych warunkach siostra Władysławy, Helena, urodziła dziecko.

17-go grudnia moja siostra Helena urodziła synka i dała mu na imię Marek. Jak to dziecko przeżyło w takiej nędzy, zimnie i głodzie, trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Cała rodzina i mieszkańcy ziemianki pomagali to dziecko ocalić od zamarznięcia i głodu. Rosjanka, która odbierała to dziecko, przyniosła trochę dobrego mleka. Bardzo chorowało to maleństwo, ale dzięki Bogu przeżył to zesłąnie, wrócił do Polski, ukończył studia i obecnie doczekał się swoich wnuków.

Co działo się w tym czasie z mężem Heleny? O tym w następnej notce.

Ocena artykułu:

Ludwik Chałupa

Napisane przez manix w

Ludwik Chałupa to najmłodszy syn Augustyna Chałupy i Józefy Janiczek. Ludwik urodził się  w 1895 r w Nowosielicy. Zmuszony wraz z rodziną do ucieczki przed barbarzyństwem UPA opuścił swoje rodzinne strony i osiedlił się w Polsce. Był on bratem Józefa, którego fotografia rodzinna oraz kartka pocztowa do brata Karola zamieszczona jest tutaj. Józef w tej korespondencji wspomina o swoim najmłodszym bracie Ludwiku pytając o Jego zdrowie. Ludwik był kuzynem Edwarda Chałupy. Tak Edward wspomina o swoim kuzynie w pamiętniku:

A teraz najmłodszy syn z rodziny Augustyna - Ludwik, żonaty z Marią Adler, dzieci Stanisław, Wacław i córka Czesława, zamężna, nazwiska męża nie znam. Tak się kończy rodowód pierwszego syna, Augustyna, z pierwszych rodziców, Józef Chałupa i Magdalena z domu Kelnar, osiadłych w Nowosielicy pow. Śniatyń woj. Stanisławów.

Poniżej zdjęcie Ludwika wraz z żoną Marią z d. Adler wykonane z okazji złotego jubileuszu ślubu w roku 1970.


Zdjęcie ze zbiorów J.S. Ferenzów


Ocena artykułu:

Rodzina Bartoniów

Napisane przez manix w

W dwóch poprzednich notatkach (tutaj i tutaj) wspominaliśmy o siostrach Annie oraz Marii Chałupa, żonach Antoniego Chałupy (po śmierci Anny Antoni poślubił Marię).
Siostry pochodzą z rodziny Bartoniów. Bartoniowie, podobnie jak Chałupowie, w drugiej połowie XIX w., u schyłku Wiosny Ludów, przybyli z Moraw na Huculszyznę i osiedlili się w Nowosielicy. Ojciec Anny i Marii, Jan Bartoń urodził się w 1840 r. w Czechach, w 1870 r. poślubił Annę Lochsmidt (ur. w 1848 r.), zmarł w Nowosielicy w 1906 r. Trudnił się prawdopodobnie, jak większość mieszkańców Nowosielicy, górnictwem. Ze związku Jana i Anny Bartoniów urodziło się dziewięcioro dzieci: wspomniane już Anna i Maria, poza tym Wincenty, Wilhelm (William), Jan, Joanna, Marta, Antonina oraz najmłodszy Franciszek.
Po śmierci męża Anna oraz jej dzieci z rodzinami wyemigrowali do Kanady.

Anna Bartoń, z domu Lochsmidt
Zdjęcie ze zbiorów Sharon Dyer

Anna Bartoń, z domu Lochsmidt zmarła w 1933 w Des Moines w stanie Iowa, w U.S.A.
Na ponizszej fotografii wykonanej w 1913 r., w Edmonton w st. Alberta, z okazji ślubu Wacława Fridela i Róży Stebleckiej, widzimy część rodzeństwa Bartoniów:

Tylny rząd, od lewej - Franciszek (Frank) Bartoń, Ludwina Bartoń z domu Derduick (żona Jana Bartonia, brata Franka), Jan Bartoń, Wincenty Fridel (brat Wacława Fridela) oraz syn Wincentego Michał (Mike) Fridel, Peter Frick, Józef Piątkowski.
Zdjęcie ze zbiorów Sharon Dyer

A oto kolejna fotografia udostępnione nam przez P. Sharon Dyer, przedstawiająca jej dziadka Franciszka Edwarda Bartonia, najmłodszego syna Jana Bartonia i Anny Lochsmidt:


Poniżej przytaczamy treść notatki pogrzebowej opublikowanej w 1959 r. w "The Barrhead Leader Newspaper" przedstawiającej pokrótce życiorys Franka Bartonia. Notatkę odnalazła i udostępniła P. Sharon Dyer:


The Barrhead Leader Newspaper
Dated October 7, 1959
Obtained by Sharon Dyer

F. Barton, Old Timer Passed Away Sudddenly

Death claimed another old timer of the Barrhead district in the person
of Frank Barton on Friday, October 2nd. Mr. Barton had not been
feeling well in the morning and his son William brought him to St.
Joseph’s Hospital in Barrhead where he passed away suddently in the early afternoon
of the same day – a very decided shock to the whole district.

Mr. Barton was born in Kosuf, Austria, sixty-nine years ago and spent his boyhood
there. He would have been 70 on December 3, 1959. He came to Canada in 1907 and settled at Edmonton. In 1913 he moved to the Barrhead district and took up a homestead.
One year later, August 11, 1914 he married Johanna Piatkowski and of this union
four children were born.

For many years he was Councillor in Division 5 of Lac Ste. Anne Municipality and was also chairman of the Board of Directors of the Barrhead Municipal Hospital District
No. 67.

Funeral services were held at 11:00 a.m. in the Barrhead Catholic Church, Rev. C. Poirier officiating and interment was made in the Roman Catholic cemetery. Pall bearers were Messrs. Joe Fridel, Mike Pess, Clarence Pess, Steve Barton, Peter Barton and Mike Barton, all nephews of the deceased. He leaves to mourn his sudden passing his loving wife, three sons Stanley of Lawton, William and Frank Jr. of Barrhead, and
Mrs. Clayton (Wanda) Graham of Concordia, Kansas, also 12 grandchildren.

Ocena artykułu:

List z frontu

Napisane przez manix w

W naszych archiwach zachował się list Edwarda Chałupy, ostatni jaki wysłał z frontu do najbliższych. List napisany 6 sierpnia 1944 r. nigdy do domu nie dotarł, żona nigdy nie przeczytała pełnych troski i niepokoju, ale i pocieszenia słów męża. Dlaczego? W międzyczasie, w nocy z 1. na 2. listopada 1944 r. żona Edwarda - Maria oraz dwójka jego dzieci - Zofia i Zbigniew, zostali zamordowani przez banderowców UPA. Edward stracił wszystko, co miał najcenniejszego. Co czuł ten człowiek w chwili, kiedy otrzymał z powrotem napisany przez siebie list, a na którego rewersie widniała adnotacja: "adresat nieznany"?




W miejscu dnia 6/VIII 1944
Moja droga Marysiu i dzieci!
Choć nie wiem, jaki los spotka ten list, to jednak pragnę Wam napisać parę słów. Otóź ja się jakoś trzymam i nic mnie nie grozi, ja jestem razem ze [nieczytelne], chodzimy z ludźmi do lasu na robotę, jako mię [nieczytelne]. Jestem od was daleko trzysta km i prawdopodobnie mamy wyjechać do Polski, a też krążą pogłoski, że starych mają zwalniać.
Marysiu! O mnie się nie martw, patrz, ażeby Wam było dobrze i ja się o Was bardzo martwię co z Wami jest, czy żyjecie, czy nie głodujecie i jak sobie radzicie, bo mnie się zdaje, że i Helusi już nie ma w domu, bo tu widziałem dużo dziewcząt wziętych do wojska i ja patrzyłem, czy nie zobaczę Helusi, bo jeden ojciec spotkał się z córką.
Marysiu! Uważaj na siebie, a Zbyszek niech jest posłuszny i Zosia.
Całuję Was do widzenia. Edzio pa.

Ocena artykułu:

Jan Chałupa, syn Antoniego

Napisane przez manix w

Na zdjęciu poniżej znajduje się Jan Chałupa syn  Antoniego Chałupy i Anny Barton (pierwszej żony Antoniego). Jan urodził się w roku 1881 w Nowosielicy, jako dwudziestolatek wyjechał wraz z rodzicami i rodzeństwem do Kanady.
 

Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi Ferenz

Zdjęcie zostało wykonane w latach 40. XX stulecia  i przedstawia Jana Chałupę najprawdopodobniej przed jego domem w Edmonton w prowincji Alberta.
Kolejne  zdjęcie przedstawia Jana Chałupy wraz z jego córkami:


Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi Ferenz

Fryzury, jak i ubiór postaci wskazują na poczatek lat 60. ubiegłego stulecia. Jan Chałupa zmarł w 1965 r.

Dzięki uprzejmości P. Sharon Dyer przedstawiamy  kopię notki pogrzebowej  dotyczącej żony Jana - Malviny Chałupy, wydrukowanej  w regionalnej gazecie -  Edmonton Newspaper Journal:


Zdjęcie dzięki uprzejmości Sharon Dyer



Ocena artykułu: