Władysława Banasiak z domu Lech zachorowała. Dopadła ją malaria, która nie była żadnym ewenementem w tym kontynentalnym kazachskim klimacie.
Władysława Banasiak z domu Lech zachorowała. Dopadła ją malaria, która nie była żadnym ewenementem w tym kontynentalnym kazachskim klimacie.
Ciężko się nam pogodzić z odejściem bliskiej osoby. Jeśli to odejście nastąpiło wskutek działań represyjnych, o pogodzeniu się nie ma mowy. Zostaje w człowieku trauma jak nigdy niegojąca się rana głęboka aż do odsłonięcia kości. Próbuje wówczas coś zrobić, cokolwiek, co pomogłoby znieść stratę. Jeśli jest pozbawiony wszelkich możliwości działania, skupia się na tym, by godnie pożegnać tego, kto go zbyt wcześnie opuścił. Zdarza się jednak, że i ta godność bywa niedostępnym luksusem. Wspomnienia z Syberii pani Władysławy Banasiak zd. Lech:
Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą - pisał ks. Twardowski. Choćbyśmy się nie wiem jak spieszyli i tak odejdą zbyt szybko.
Jak to zwykle w życiu bywa, wielka polityka najbardziej odbija się na tych, którzy najmniej mają do powiedzenia, a najmniej do powiedzenia mieli Polacy zesłani do Kazachstanu.
Całe szczęście doceniono ofiarę młodego podporucznika. Pośmiertnie został odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Teraz odpoczywa po walkach w towarzystwie kompanów z 18 Batalionu Strzelców na polskim cmentarzu wojennym na Monte Cassino. Ma swoją kwaterę - grób 7-C-1.
Spójrzcie jeszcze raz na obie fotografie. Przyjrzyjcie się temu młodemu człowiekowi. Można pomyśleć, że lubił się uśmiechać, prawda? Wesołe usposobienie widać w jego oczach. I niech tak zostanie.
Część I
Słowo ,,odwiedziny" nie może być jednoznaczne ze słowem wycieczka.
Odwiedzamy kogoś bliskiego, przyjaciela, odwiedzamy miejsca szczególnie nam bliskie, miejsca pamięci, groby bliskich, często pokonując daleką drogę bo tak dyktuje nam serce, wdzięczność i pamięć.
Dziękuję Bogu i moim krewnym Jadwidze i Stanisławowi Ferenzom oraz Jolancie Czajkowskiej że zechcieli zorganizować wzruszające odwiedziny na Kresach wiosną 2009r. z moim udziałem.
Pierwszym etapem naszej podróży były Pasieki Zubrzyckie i inne okolice Lwowa, miejsca szczególnie bliskie przewodnikowi po Pasiekach Zubrzyckich Ludwikowi Ferenz, który tu się urodził, Staszkowi, Jego bratu Władkowi i kuzynowi Józkowi.
Pasieki Zubrzckie. Stare bocianie gniazdo, które pamięta tamte czasy na posesji Zofii i Jana Ferenz.
Ugoszczeni i obdarowani przez gospodarzy, u których nocowaliśmy, po trzech dniach udaliśmy się w dalszą podróż do Kosowa.
Kosów Huculski, hotel „Żywica” p.Haliny i Władimira Broszkiewiczów
A stamtąd do Nowosielicy, która była głównym i wspólnym celem drugiego etapu naszych odwiedzin na Kresach - bo to miejsce ,,skąd nasz ród".
Dzięki zaangażowaniu moich krewnych mogłam odwiedzić ,,świętą ziemię" naszych wspólnych przodków i odnależć miejsce ,,skąd wszystko się zaczęło", jak mówił Jan Paweł II o Wadowicach, czyli miejsce życia moich dziadków Ferdynanda i Anny Chałupów, narodzin, dzieciństwa i młodości mojego Taty Henryka Chałupy.
Posesja i miejsce gdzie stał dom Ferdynanda i Anny Chałupa
Cdn.
Stanisława Winiarczyk zd. Chałupa
Archiwum
-
►
2011
(1)
- ► listopada 2011 (1)
-
►
2010
(12)
- ► sierpnia 2010 (1)
- ► kwietnia 2010 (1)
- ► marca 2010 (1)
- ► lutego 2010 (6)
- ► stycznia 2010 (3)
-
▼
2009
(71)
- ► grudnia 2009 (1)
- ► listopada 2009 (4)
- ► października 2009 (3)
- ► września 2009 (2)
- ► sierpnia 2009 (3)
- ► lipca 2009 (4)
- ▼ czerwca 2009 (6)
- ► kwietnia 2009 (5)
- ► marca 2009 (6)
- ► lutego 2009 (9)
- ► stycznia 2009 (23)