Nasze Kresy w konkursie Blog Roku 2009

Napisane przez Anonimowy w

Konkursy nam się posypały na samym początku roku Pańskiego 2010. Zgłosiłam Nasze Kresy do konkursu na Blog Roku 2009, który jest organizowany przez portal dziennikarstwa obywatelskiego Wiadomości24.pl. Głosowanie rusza 4 lutego.
Jak głosować? Nie wysyłamy smsów i nie dzwonimy. Głosowanie jest całkowicie darmowe i odbywa się poprzez kliknięcie w odpowiedni link lub posłużenie się specjalnym formularzem (szczegóły wkrótce). Taka metoda głosowania jest szczególnie ważna w przypadku Naszych Kresów, bo jak wiemy, nasze Rodziny rozbiegły się po całym świecie od Australii, przez RPA po Kanadę. Kliknąć w link może każdy, bez względu na to, a jakim miejscu kuli ziemskiej się znajduje. Wystarczy mieć dostęp do Internetu.
Nagrody w konkursie są naprawdę atrakcyjne: laptopy i smartfony. Zastanawiam się, jak podzielimy ten laptop między tylu autorów notek na Naszych Kresach. Chyba będziemy go sobie pożyczać :-) Martwić będziemy się później. Na razie ogłaszam zwieranie szeregów i pospolite ruszenie. 4 lutego już niedługo. Proszę śledzić notki na blogu i trzymać klawiaturę w pogotowiu, damy znać.

Ocena artykułu:

Krzyż Zasługi za Dzielność

Napisane przez Anonimowy w

Artykuł na temat odznaczenia Stefana Lecha z szerokimi cytatami z listu, jaki został wystosowany do Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, już był. Czas na zdjęcia. Do każdego orderu nadawana jest również legitymacja. Oto ona.



A tak wygląda odznaczenie.



Odznaczenie i legitymacja razem.



Zdjęcia robiła moja mama, czyli wnuczka Stefana Lecha.
Warto wspomnieć, że niedawno Władysława Banasiak, córka Stefana Lecha, oraz jej żyjące rodzeństwo doczekali się wypłaty odszkodowania za mienie pozostawione na Wschodzie. Dwadzieścia lat starań znalazło swój finał dopiero za prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Dwie kadencje jego poprzednika okazały się zbyt krótkim okresem na rozpatrzenie sprawy. Wiadomo, ważniejszy był chyba kurs jedzenia bezy oraz ostre imprezowanie w drodze do Charkowa zakończone przedziwną acz spektakularną chorobą goleni. Ot, taka chwila prywatnej refleksji.

Ocena artykułu:

Odwaga doceniona po 70 latach

Napisane przez Anonimowy w

Niedawno mój pradziadek, Stefan Lech, otrzymał Krzyż Zasługi za Dzielność. Pośmiertnie otrzymał, bo od blisko 70 lat leży razem z tysiącami innych policjantów w zbiorowej mogile z pamiątką w potylicy po bliskich spotkaniach trzeciego stopnia z NKWD. Jego ciało już dawno wkomponowało się w odwieczny obieg materii w przyrodzie.
To wspaniale, że doceniono jego poświęcenie. Żałosne jest jednak, że czekał na to tak długo. Żołnierz w oddziałach gen. Hallera, który towarzyszył Generałowi w akcie Zaślubin Polski z Bałtykiem a potem pełnił służbę jako policjant na wschodnich rubieżach, musiał uzbroić się w cierpliwość i wytrzymać 20 lat od czasu odzyskania pełnej niepodległości. Bo powiedzmy, że za PRL nie miał na uznanie najmniejszych szans. Na jego niekorzyść przemawiało miejsce pochówku (jeśli zmieszanie jego zwłok z innymi w wielkim, pospiesznie wykopanym dole można nazwać pochówkiem), czyli mocno niepoprawne politycznie Miednoje, oraz fakt, że otrzymał kulkę w głowę z ręki Wielkiego Brata zza wschodniej granicy, a nie od hitlerowskiego najeźdźcy.

"Musiała to pani dobrze uargumentować" - powiedziała jakaś kobieta do mojej babci, gdy ta odbierała medal. "Napisałam, jak było naprawdę" - odpowiedziała babcia. Żyjemy w czasach, kiedy się sądzi, że jak człowiek - pardon le mot - nie naściemnia, to nie dostanie. Smutne, prawda?
A jak było? Ano tak. Oto przedstawiony fragmentami list wystosowany do Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Po agresji niemieckiej na Polskę 1 września 1939 roku i w obliczu szybko postępującego zajmowania polskich ziem przez wojska hitlerowskie, polskie władze wojskowe w trosce o uratowanie choćby części zaopatrzenia wojskowego kierowały pociągi z wyposażeniem wojskowym (sprzęt wojskowy, żywność, umundurowanie itp.) na niezajęte jeszcze przez Niemców tereny wschodnie.
Między innymi na stację kolejową do wsi Bogdanówka przybyły dwa duże składy kolejowe z wyposażeniem dla Armii Polskiej. Policję zobowiązano do pełnienia służby zabezpieczającej to mienie.
Mój ojciec wraz z przybyłą do ochrony konwoju garstką żołnierzy (w liczbie 4 ludzi) pilnowali taboru i nieustająco odpierali liczne próby obrabowania tych pociągów wojskowych przez dobrze uzbrojone bandy ukraińskie.
Przybyłymi żołnierzami zaopiekował się wraz z żoną Agafią po ojcowsku, udzielając im wszelkiej potrzebnej pomocy (i wyżywienie oraz zakwaterowanie w swoim domu).

Mało? Spróbujcie w 5 osób bronić dwóch wojskowych pociągów, wiedząc, że w każdej chwili ktoś może was zajść od tyłu i poderżnąć gardło. I że przeciwników jest wielokrotnie więcej. I że są znacznie lepiej uzbrojeni.
Co było dalej?

W nocy z 16 na 17 września, czyli tuż przed mającą nastąpić agresią sowiecką na te tereny, policcja dostała rozkaz udania się do odległego o 40 km Tarnopola na zgrupowanie. Udało się pomimo postępujących już wojsk sowieckich, a dzięki pomocy dobrych ludzi przedrzeć na miejsce zbiórki. Prawy człowiek i karny żołnierz, jakim zawsze był, uważał za swój punkt honoru wykonać absolutnie ten rozkaz.

Inaczej mówiąc miał możliwość zwiać, zdezerterować, ukryć się i jakoś przeczekać, ale tego nie zrobił. Nie chciał. Człowiek honoru tak nie robi, choć nam współczesnym często ciężko zrozumieć ten, jak my to mówimy, brak instynktu samozachowawczego.

Po dwóch dniach został tam w Tarnopolu wraz zinnymi funkcjonariuszami policji aresztowany przez NKWD i wywieziony do obozu w Ostaszkowie na terenie ZSRR.
Rozstrzelany na początku kwietnia 1940 roku spoczywa w zbirowej mogile w Miednoje.

Nie mogło być rzecz jasna tak, żeby reszta rodziny została pozostawiona w spokoju.

Mnie wraz z moją matką i rodzeństwem wywieziono trensportem z 13 kwietnia 1940 roku do Kazachstanu na 6 lat kartorżniczej pracy, skąd powróciliśmy do Polski powojennej bez prawa powrotu na ziemie rodzinne do Bogdanówki, gdzie zostawiliśmy, przymuszeni, całe nasze mienie, dom, ziemię. Od wielu lat bezskutecznie zabiegamy o symboliczną nawet rekompensatę za siłą pozostawione na Wschodzie nasze dobra. Moja matka i brat już nie żyją. Czy my troje pozostali (roczniki 1922, 1924 i 1926) doczekamy?

No właśnie, ciekawa sprawa. Tak niesamowicie zabieganym współczesnym akurat w tej dziedzinie zupełnie się nie spieszy.

Ocena artykułu: