Funkcjonariusz Policji - główny wróg ZSRR

Napisane przez Anonimowy w

Rodzina Lechów to kolejna rodzina, która pojawia się na naszym blogu. Przed wojną posiadali skromne gospodarstwo niedaleko Tarnopola (powiat skałacki). Kilkakrotnie zmieniali miejsce zamieszkania, ze względu na fakt, iż głowa rodziny - Stefan Lech - służył w Policji Państwowej i z rozkazu kierowany był do różnych placówek.
Władysława Banasiak z domu Lech spisała dramatyczne losy wojenne swojej rodziny, poczynając od daty 17 września, czyli momentu napaści Związku Radzieckiego na Polskę. Kim jednak jest pani Władysława, oprócz tego, że babcią piszącej te słowa? Oddajmy jej głos:

Urodziłam się 5.12.1924 roku w Zadnieszówce, woj. Tarnopol, córka Stefana i Agafii Lech. Ojciec mój był funkcjonariuszem Policji Państwowej w Bogdanówce, pow. Skałat.


17 września 1939 roku wszedł w życie pakt Ribbentrop-Mołotow, tajne porozumienie między Niemcami a Związkiem Radzieckim podpisane 23 sierpnia 1939, na mocy którego dokonano podziału w Europie Środkowej i Wschodniej pomiędzy strefy wpływów obu dyktatur.


[Mapa z podziałem stref wpływów między Niemcami i ZSRR. Podpisy za zgodność Ribbentropa i Mołotowa. Źródło]
Tajne porozumienie między mocarstwami tragicznie wpłynęło na losy wielu zwykłych ludzi, w tym rodziny Lechów. Wspomina to pani Władysława:

Po wkroczeniu Armii Czerwonej 17 września 1939 roku ojciec udał się do Tarnopola na zgrupowanie i wraz z innymi policjantami został aresztowany. 21 września dostaliśmy od znajomych wiadomość, że szosą z Tarnopola przez wieś Kamionki-Bogdanówka do Podwołoczysk deportują na piechotę tysiące policjantów i będą przed wsią odpoczywać. Mama, dwóch braci i starsza siostra zabrali trochę jedzenia, pieniędzy i pobiegli pożegnać się (żołnierze pozwolili).
Mnie nie było w domu, ale jak się dowiedziałam, pobiegłam do Kamionek i w konwoju zobaczyłam ojca. Zawołałam "tato!". Ojciec zobaczył mnie, pomachał ręką i wołał "do widzenia, Władzia!"

Władysława Banasiak nie wiedziała, że wtedy właśnie po raz ostatni widziała ojca żywego.
Dalszy bieg wydarzeń we wspomnieniach pani Władysławy przypomina scenę z filmu "Katyń" Andrzeja Wajdy:

Po powrocie do domu mama włożyła do plecaka trochę bielizny, buty, żywności i siostra Helena, jadąc na rowerze, dogoniła całą kolumnę w Podwołoczyskach. Po wielkich prośbach żołnierze wziął plecak i podał ojcu. Wraz z innymi policjantami został deportowany do obozu w Ostaszkowie. W styczniu lub w lutym 1940 roku otrzymaliśmy od ojca jedną pocztówke z wiadomością, że żyje z adresem: Ostaszków polowoj jaszczyk 37. To była ostatnia wiadomość.

13 kwietnia 1940 roku rodzinie Lechów dano godzinę na zebranie się i kazano im natychmiast opuścić rodzinny dom:

[...] w nocy gwałtownym stukaniem obudzono nas. Do mieszkania wtargnęli żołnierze z karabinami, oficer NKWD, miejscowy Ukrainiec i sąsiad Żyd, który był bogaty i nam przyjazny, ale już miał na rękawie czerwoną opaskę. Oficer oświadczył, że pojedziemy do ojca i po przeprowadzeniu rewizji mamy wychodzić. Pozwolono zabrać osobiste dokumenty, trochę żywności i ubrania. Mama do była bohaterka, nie straciła głowy. Pomimo oporu i zakazu (trochę wstawił się Żyd) napakowała żywności, ile się dało, i ubrań (to nam uratowało życie po deportacji do Kazachstanu; wymienialiśmy na kawałek chleba).

Agafia Lech wraz z dziećmi nie wiedziała, bo nie mogła wiedzieć, że oficer NKWD ich okłamał, mówiąc, że jadą do męża i ojca. 13 kwietnia 1940 roku Stefan Lech już nie żył. 5 kwietnia w piwnicy prawosławnego klasztoru w Twerze przejętego przez NKWD tak jak i tysiące innych policjantów otrzymał strzał w tył głowy, a zwłoki jego i współwięźniów zapełniły zbiorowe mogiły w Miednoje. Jego rodzinę wywieziono do Kazachstanu.
Po wielu latach Władysławie Banasiak dane było udać się z pielgrzymką do miejsca kaźni jej ojca. Odwiedziła też zbiorowy grób w Miednoje, gdzie wśród tysięcy tabliczek z nazwiskami zamordowanych odnalazła nazwisko swojego ojca.

Ocena artykułu:

Podróż do Nowosielicy - część druga

Napisane przez Anonimowy w

Wspomnieliśmy już, że aby uczcić pamięć naszych przodków, pojechaliśmy w podróż-pielgrzymkę do Nowosielicy na Ukrainie, gdzie urodził się i żył Edward Chałupa, póki burze historii nie rzuciły go w zupełnie inne strony i nie zabrały mu rodziny.
Jak już pisaliśmy, po przybyciu na miejsce wiele nas zaskoczyło. Nie możemy nie wspomnieć o ludzkiej życzliwości, z jaką się spotkaliśmy. Na każdym kroku otrzymywaliśmy dowody ogromnej gościnności i otwartości od ludzi, którzy, choć ubodzy, zapraszali nas w gościnę i dzielili się wszystkim, co mieli. Mieszkańcy Nowosielscy wskazali nam miejsce, gdzie – najprawdopodobniej – spoczywają szczątki zamordowanych członków naszej rodziny.


[Nieczynne i zasypane sztolnie, prawdopodobne miejsce pochówku ofiar wydarzeń z 1944 roku. Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Trudno właściwie mówić o pochówku. Zwłoki zabitych zostały bezładnie wrzucone do szybu. Nawet po śmierci oprawcy zadbali o to, by pozbawić ich godności.
Edward Chałupa przedstawiając w swoim pamiętniku rodowód licznej rodziny, wymienia tych, którzy zginęli:

[...] Następny Augustyn, syn Augustyna, żona Rozalia, żywcem spalony przez rezunów ukraińskich w urzędzie gromadzkim, ich dzieci Grzegorz, Wincenty zabity na wojnie 1939, Michał i Helena żyją. Następna córka, Anna, zamężna Stokłosa S., dzieci: Marian, Bronisław, Wiktoria, Janina, i Stefania, zamężna Adler, on zamordowany przez rezunów ukraińskich, ona zmarła, pozostawiając siedmioro dzieci. Następny syn Ferdynand, żona Helena z domu Krecker, on żywcem spalony w urzędzie gromadzkim przez rezunów ukraińskich, ona zastrzelona w czasie ucieczki przed barbarzyństwem ukraińskim [...] Następny syn, Wincenty, żonaty kilkoro dzieci, z polecenia Stalina i jego mocodawców, i na skutek demincjacji rezunów ukraińskich wywieziony na Sybir wraz z rodziną, gdzie zmarł [...]Maria, zamężna Ludwik Chałupa, troje dzieci, syn Engielbert żonaty z Genowefą Grzyb, kilkoro dzieci oraz Franciszek, żonaty z Stefanią Stokłosą, oboje nie żyją, zostało kilkoro chłopców, on zamordowany przez rezunów ukraińskich.[...] I dalej Aniela, zamężna Hardek, została wymordowana prawie cała rodzina, w Kosowie huculskim przez rezunów ukraińskich.[...] I następnie Genowefa, zmarła w latach dziecięcych oraz w końcu Petronela, zamężna Augustyn Hołub, oboje już nie żyją, Petronela żywcem spalona przez rezunów ukraińskich w urzędzie gromadzkim w Nowosielicy [...] najstarszy syn, Ferdynand Chałupa, urodzony w Nowosielicy 29 września 1884 r. [...] mając czworo dzieci: Izydora, Henryka, Marię i zamężną córkę, został zamordowany wraz z cała rodziną przez drapieżnych rezunów ukraińskich, za wyjątkiem syna Izydora, który padł na froncie w armii ZSRR oraz syna Henryka, który znajduje się obecnie w Polsce.[...] W kolejności, drugi syn Ferdynanda i Zuzanny ze Starków, Józef Chałupa [...] w czasie inwazji na Polskę przez Związek Radziecki, na rozkaz Stalina i jego mocodawców, został wywieziony na Sybir, gdzie wskutek naj gorszych warunków bytowych i głodu zmarł, bezdzietny. W ten sposób dokonał żywota na nieludzkiej ziemi i do wolnej Polski nie powrócił. [...] Chałupa Paulina, zamordowana, żywcem spalona w urzędzie gromadzkim przez rezunów ukraińskich [...].

Nie jesteśmy pewni, czy miejsce, które odnależliśmy, rzeczywiście kryje szczątki naszych krewnych, wszystko jednak na to wskazuje. Postanowiliśmy jednak mimo wszystko zapalić tam znicz.


[Zdjęcie ze zbiorów Stanisława i Jadwigi Ferenzów]

Odnaleźliśmy polski cmentarz. Był bardzo zaniedbany, wiele zaś nagrobków zdewastowanych. Zniszczenia, jakie poczynił czas i ludzie, nie przesłoniły jednak jego piękna.


[Modlitwa przy grobach rodziny Chałupów na cmentarzu w Nowosielicy. Zdjęcie ze zbiorów J. i S. Ferenzów]

Przyjeżdżając do Nowosielicy chcieliśmy uzupełnić karty historii. Wydawało nam się, że nasza rodzina czeka na słowo nas, potomnych. Losy naszych najbliższych były jak książka bez dopisanego zakończenia. Kiedy uczciliśmy ich pamięć, zdarzyło się coś, czego nie możemy odczytać inaczej jak tylko znak od Boga. Ponad domem Edwarda Chałupy zawisła tęcza, według Biblii symbol pojednania między Bogiem a ludźmi. Czy zatem tęczę ponad domem tego, którego rodzinę w okrutny sposób wymordowano a jego samego zmuszono do opuszczenia rodzinnych stron, możemy traktować jako znak pojednania między dwoja narodami, polskim i ukraińskim, splątanymi wspólną trudną historią? Czy Bóg w ten sposób chciał nam powiedzieć: "tego od was oczekiwałem"? Czy wezwał nas do przebaczenia? Czy po tym wszystkim w ogóle można o przebaczeniu mówić?


[Podwójna tęcza nad domem Edwarda Chałupy. Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Tutaj link do wikimapii, gdzie oznaczyliśmy miejsce po kościele rzymsko-katolickim w Nowosielicy.


Ocena artykułu:

Posterunkowy z Kołomyi

Napisane przez manix w

Po zdemobilizowaniu w 1920 r. Edward Chałupa powrócił w rodzinne strony, gdzie po niespełna trzech latach rozpoczął pracę w policji.

Organem policyjnym II Rzeczpospolitej stojącym na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego była Policja Państwowa. Powołana do życia ustawą z 1919 r. szybko zyskała szacunek i respekt, a także cieszyła się dużym społecznym zaufaniem. Praca w Policji Państwowej wiązała się z dużym prestiżem, ale wymagała nienagannej postawy moralnej, o czym świadczy zacytowany poniżej kodeks etyki zawodowej policjanta w II RP (znaleziony tutaj):

  1. Honor i Ojczyzna oto hasła, którymi w życiu Twoim masz się kierować.
  2. Ojczyzna powierzyła Ci broń i oczekuje, że będziesz jej godny.
  3. Ojczyzna przyznała Ci wyjątkowe prawa. Tych praw nie nadużywaj, gdyż nie są one przywilejem, lecz obowiązkiem, który sumiennie wypełniasz w służbie Narodu.
  4. Przestępstwo jest nieszczęściem. Zachowaj się wobec niego z powagą i ludzkością.
  5. Pomóż temu, kto Twojej pomocy potrzebuje i obchodź się ze wszystkimi tak, jakbyś chciał, by się z Tobą obchodzono.
  6. Bądź odważny, sumienny, ostrożny i nie zawiedź nigdy zaufania przełożonego. Nadużycie zaufania jest hańbą. Mów prawdę, gdyż kłamstwo jest tchórzostwem.
  7. Pamiętaj, że nosisz mundur. Jak Cię widzą, tak Cię piszą. Bądź więc zawsze schludnie i czysto ubrany i nie zaniedbuj wyglądu zewnętrznego
  8. Żyj skromnie, zachowasz przez to niezależność. Nie przyjmuj żadnych podarunków, gdyż to zobowiązuje. Jako policjant nie możesz mieć zobowiązań. Życie ponad stan jest hańbą i prowadzi do nieszczęścia. Pijaństwo zabierze Ci ludzką godność, staniesz się pośmiewiskiem rodaków i zasłużysz na pogardę dzieci.
  9. Pamiętaj, że Cię podsłuchują, więc nie mów publicznie o sprawach służbowych. Zachowaj umiar w mowie.
  10. Bądź w życiu i służbie sprawiedliwy.
  11. W wystąpieniach przeciw wrogom Ojczyzny bądź bezwzględny, pamiętaj jednak, że dobry żołnierz gardzi okrucieństwem.
  12. Rozkazów przełożonych słuchaj bezwzględnie, bądź wzorem dla podwładnych, którzy Cię pilnie obserwują. Jeśli żądasz od innych, by byli dobrymi kolegami, pamiętaj sam o koleżeństwie.
  13. Miej pogardę dla pochlebców.
  14. Pamiętaj, że jesteś żołnierzem. Nie zaniedbuj ćwiczyć się w żołnierskiej sprawności i ucz się ciągle, pamiętając o tym, że obywatele widzą w Tobie człowieka, który musi widzieć wszystko.

Kres funkcjonowania Policji Państwowej nastąpił po klęsce wrześniowej 1939 r. Po agresji sowieckiej 17 września większość policjantów z ziem wschodnich została internowana do obozów przejściowych (m. in. w Ostaszkowie), a następnie zamordowana przez NKWD w Miednoje.

Wśród wspomnień Edwarda Chałupy znajdują się również te z okresu służby w Policji Państwowej. Kilka wybranych fragmentów pamiętnika obrazujących codzienną służbę posterunkowego z Kołomyi przedstawiamy poniżej.

Ponieważ jako członek służby bezpieczeństwa byłem zatrudniony w mieście Kołomyi, toteż miałem możność poznać społeczeństwo w okresie od 1923 do 1939 r. , największą ilość obywateli miasta stanowili Żydzi, to ludzie w zasadzie politycznie nieszkodliwi, [...], na drugim miejscu ilościowo byli Polacy, dobrzy obywatele Polskiej Rzeczpospolitej, wysoce patriotyczni, na trzecim miejscu liczbowo byli samozwańczy Ukraińcy, a prawdę mówiąc Rusini, którzy byli podzieleni na trzy odłamy religii: starokatolicka, ewangelicka i prawosławna, stosunek do Polski połowiczny. [...] pozostali jeszcze Niemcy najmniejsi ilościowo, sprowadzeni jeszcze w dawniejszych czasach, za Austrii, osadzeni wokół miasta celem rychłego zniemczenia.


[Edward Chałupa (pośrodku) podczas policyjnych ćwiczeń. Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Ponieważ, jak już opisałem, służyłem w mieście, toteż nie było brak różnego rodzaju przestępstw, toteż pewnego razu sprzedał gospodarz na targowicy krowę i przyszedł do miasta na rynek i gdzieś w zaułku przegrał z kartograjkami całą krowę, opamiętał się dopiero wtenczas, gdy już nie było ani krowy, ani pieniędzy, wówczas zgłosił się do mnie ze skargą, że otrzymane pieniądze za krowę wszystkie przegrał, ja mu odpowiedziałem, czemu on mię się nie przyszedł spytać, czy może grać, ale dopiero opamiętał się po szkodzie. No zgłoszenie przyjąłem do wiadomości, ale to nic nie daje, pierwsza rzecz, ażeby gospodarz odzyskał swoje pieniądze, ale szukaj wiatru w polu, a działać trzeba szybko, wówczas zawołałem jednego ze znanych mi kartograi i powiedziałem mu, że według opisu przez gospodarza, ja wiem, kto ma te pieniądze, niech załatwią z gospodarzem, bo jak ja wkroczę w tą sprawę, to popamiętają. I tak gospodarz otrzymał pieniądze z powrotem, przyszedł do mnie podziękować, ja znów w zamian dałem mu porządną odprawę i naukę za jego lekkomyślność.


[Apel przed posterunkiem policji w Kołomyi. Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Wśród wielu różnych przygód miało miejsce następujące zdarzenie, a oto ono. Wyszedłem do służby od godziny 0.1, było to w marcu, okres przedwielkanocny, przechodząc ulicami miasta znalazłem się na ulicy graniczącej z miastem ok.. godz. 3 po północy, wtem usłyszałem z podwórka szmer szeleszczącego papieru, w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to ktoś mógł sobie wyjść z domu na świeże powietrze, ale że każdy policjant był zaopatrzony w latarkę bateryjną, dobrze zaopatrzoną, postanowiłem oświecić to miejsce, skąd dochodził szmer, pod snopem światła z latarki zauważyłem jakiś przedmiot bielejący się i kroki uciekających, po wkroczeniu w podwórze stwierdziłem, że spłoszyłem złodziei i udaremniłem kradzież. I również okazało się, że złodzieje dokonali w innym miejscu kradzieży bielizny ze strychu i w drugim miejscu, za jednym zachodem, pokusili się włamać do komory po wiktuały, których sporo wynieśli na podwórze, zbudzony właściciel komory oświadczył: ażeby nie pan, to złodzieje by mię wyszykowali ładne święta, następnie sporządziłem spis rzeczy tj. szynka, jaja, cukry i wiele innych rzeczy do pieczywa potrzebnych, ponieważ ów gospodarz był z zawodu cukiernikiem i gospodarzowi za potwierdzeniem odbioru oddałem, równocześnie poprosiłem gospodarza o dostarczenie do komisariatu pozostałej z kradzieży bielizny, gdy przybyłem do komisariatu, zastałem już w komisariacie właścicielkę skradzionej ze strychu bielizny, którą po dokładnym opisie, za potwierdzeniem odbioru, właścicielce oddałem, następnie sporządziłem pismo do wydz. śledczego i wraz z potwierdzeniem odbioru rzeczy natychmiast wysłałem, ażeby wydział śledczy w porę mógł zastosować śledztwo przy pomocy psa śledczego. I na tem moja czynność w tym wypadku zakończyłem.


[Podczas ćwiczeń na obozie szkoleniowym w policji. Zdjęcie ze zbiorów J. S. Ferenzów]

Nawiązując do człowieczeństwa, pewnego razu miałem następujący wypadek: przechodząc w służbie w nocy, po dwunastej, usłyszałem w podwórzu szmer i kradzież starego drzewa, w mieszkaniu kilkoro dzieci, wyglądających jak szczury z barłogu, ja postąpiłem po ludzku, z sercem, ale nie mogłem się wykazać pracą służbową, działo się to w zimie, wśród trzaskających mrozów. Pewnego razu, też w zimie, zatrzymałem sprawcę kradzieży trzech polanek drzewa, człowiek ten wiedział, że ja mogę tak lub nie, w tej chwili byłem jego sędzią, po jakimś czasie znów spotkałem innego sprawcę kradzieży węgla, które niósł w worku z gazowni, miał siedmioro dzieci, było to też w zimie i tu znów: człowiek, sąd i sumienie, mam do wyboru, a trzeba wiedzieć, że w zimie opał to coś więcej jak chleb, tem bardziej, jeżeli są małe dzieci, tak też pomyślałem o dwóch zdaniach religijnych: łaknących nakarmić, nagich przyodziać [...]

Ocena artykułu:

Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie...

Napisane przez manix w

Ilu z Was pamięta początek Inwokacji z "Pana Tadeusza"? Zapewne wielu. Zapewne musieliście w szkole wykuć ten fragment na pamięć, a potem powiedzieć go przy całej klasie, żeby zyskać odpowiednią ocenę. Zapewne mieliście wtedy około 14 lat. I zapewne była Wam kompletnie obojętna jakaś tam Litwa, do której wzdychał jakiś tam Mickiewicz. Możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że czytelnikom tego bloga nie kazano pod karą śmierci opuszczać swojego miejsca zamieszkania, nie wywożono ich w nieznanym kierunku z wilczym biletem, a okrutne czasy wojenne znają jedynie z opowiadań swoich babć lub dziadków (albo i nie znają wcale). Jakim więc sposobem mogliby odczuć ból, który kryje się za każdym słowem epopei?


Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie,
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

Edward Chałupa poetą nie był i z pewnością daleko mu było do kunsztu Mickiewicza, ale i on w swoim pamiętniku wspominał ziemie, które raz na zawsze zmuszony był opuścić. Zrobił to, jak umiał, a przez każde słowo przezierało głębokie uczucie:

Najmilsze mi to miejsce, gdziem się urodził, jest to pierwsze rzucenie uroku na człowieka przez przyrodę i to, co go otacza, mimo woli przyjmuje się istocie dziecięcej to, co słyszy uchem i widzi okiem, nie zapomni się nigdy, aż do zgonu, plusk wody w rzeczułce, szum wodospadu na grobli młyńskiej, mruczenie strumyczka wśród wikliny leśnej, niezapomniane są nigdy śpiewy ptactwa w odstępach leśnych i zaroślach, skrzek derkacza na łąkach, niby kosiarza, śpiew słowika osiadłego na jaśminie w ogródku, przy otwartym oknie w nocy, ślącego swój hejnał w przestworza niebieskie, gruchanie gołębi w gołębniku, gnieżdżenie się wron, kruków i kawek na wysokich drzewach, grzechot wszelkiego rodzaju żabek, kapele świerszczy polnych i domowych oraz śliczne trele turkocia zwanego też niedźwiadkiem, ciągnące się klucze żurawi z północy na południe i dzikich gęsi ze wschodu na zachód na legowiska zimowe, inny jest wschód i zachód słońca, inaczej w dzień dogrzewa, i księżyc zdaje się jakoby jaśniej oświecał noce, nawet kamienie, choć martwe, to użyteczne, wdrążone w ziemię dla przejścia suchą nogą, pozostały w pamięci dziecięcej i takie jest, i pozostanie w pamięci każdego człowieka miejsce urodzenia.Jak już w rodowodzie wspomniałem, urodziłem się 19 marca 1896 r. w Nowosielicy, pow. Śniatyń [...].

Edward Chałupa nigdy nie powrócił w rodzinne strony. Nigdy nie odwiedził miejsca, gdzie w 1944 roku zamordowano jego żonę, dzieci i krewnych. Gdyby mógł, z pewnością by to zrobił, bo bardzo tego chciał. My postanowiliśmy to zrobić za niego i w jego imieniu, dlatego w 2008 roku pojechaliśmy do Nowosielicy w poszukiwaniu korzeni naszej rodziny.

Jechaliśmy nie wiedząc, czy w ogóle będzie czego szukać, czy zostały jakiekolwiek ślady po tym, że stamtąd się wywodzimy, czy żyje ktokolwiek, kto mógłby nam udzielić informacji. Po przybyciu na miejsce okazało się, że niektóre rzeczy nie zmieniły się przez te kilkadziesiąt lat i stanowią pomost łączący nas z tymi, którzy odeszli. Na przykład wierzby zasadzone przez Edwarda Chałupę niedaleko jego domu. Gdybyż drzewa potrafiły mówić...


[Zdjęcie udostępnione przez Jadwigę i Stanisława Ferenzów]
Na zdjęciu poniżej widzimy konia. Ech, zwykły koń, ktoś powie, i co z tego? Koń pewnie i zwykły, wydarzenie opisane w pamiętniku Edwarda Chałupy, a dotyczące konia właśnie, też być może zwykłe, ale widok zwierzęcia pasącego się na łące przywołał w nas wspomnienie tego fragmentu pamiętnika. Marcelowi Proustowi podróż mentalną do dawnych wydarzeń umożliwił zwykły herbatnik, dlaczego więc w naszym przypadku nie mógłby to być koń?



[Zdjęcie udostępnione przez Jadwigę i Stanisława Ferenzów]

Wspomnienie dotyczące konia? Proszę bardzo. Niestety, nie możemy przytoczyć go w całości, gdyż ta część pamiętnika nie ocalała. Czytelnik jednak z pewnością i tak świetnie się zorientuje:

[...] i stanął nieruchomo, gdy my, pastuszkowie, przybiegli ku koniom, okazało się, że przybyły koń miał doszczętnie złamaną nogę poniżej piersi, a powyżej kolana, ten mój koń miał pomysły, gdy drogą jechała furmanka, on potrafił biec z daleka na drogę, obrócił się tyłem i czekał, ażeby mógł atakować kopytami, był bardzo niebezpieczny, mógł skoczyć na człowieka, ale że znałem jego usposobienie, toteż dobrze nam się żyło ze sobą. W 1914 roku poszedł do taboru wojennego, charakterystyczny był fakt, gdy w pewnej miejscowości stał tabor, tam też był ten koń, zwany Maćkiem, między tym taborem jako żołnierz przechodził mój brat i tak mimo woli zatrzymał się przy koniu obrócony plecami koło głowy, koń pogrzebywał nogami, skubał za płaszcz, brat się oglądnął i poznał swego Maćka, brat poszedł, kupił dwa komiśniaki, wykarmił konia z rąk i pożegnał na zawsze. Koń poznał i zapewne myślał, że trafił na gospodarza, który go z tej ciężkiej wędrówki zaprowadzi do domu.

Istnieje też do dzisiaj sad Edwarda Chałupy. Zobaczyliśmy go wiosną. Kto wie, może właśnie to jest miejsce jego zabaw dziecinnych, o których również wspomina?

Następnie, jak zwykle dzieci w swym środowisku czują się dobrze, to też zbieraliśmy się i urządzaliśmy coś w rodzaju gospodarstwa domowego, najlepiej tej zabawie sprzyjała wiosna, ponieważ w mych latach dziecinnych, sól była w głowach, cukier tak samo i wiele innych rzeczy do gotowania, były w ładnych opakowaniach, a my, dzieci, naśladując te opakowania i te przedmioty, wyrabialiśmy z gliny pośniegowej, wiosennej, ale, że ta zabawa nie za wiele imponowała w szczególności chłopakom, urządzaliśmy sobie sport - kto wyżej potrafi skoczyć[...]


[Sad Edwarda Chałupy. Zdjęcie udostępnione przez Jadwigę i Stanisława Ferenzów.]

Ale wszystko to mało, wobec faktu, że odnaleźliśmy dom! Dom rodzinny Edwarda Chałupy! Ocalał z zawirowań wojennych. Oczywiście dzisiaj kto inny jest już jego właścicielem, ale odnalezienie domu albo choć śladu po nim odczytywaliśmy jako nasz obowiązek wobec tych, którzy odeszli. I jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się go dopełnić.


[Dom Edwarda Chałupy. Zdjęcie udostępnione przez J. i S. Ferenzów.]

Dom oznaczyliśmy także na stronach wikimapii (kliknij, aby zobaczyć) .

Ocena artykułu:

Pamiątkowa fotografia Józefa

Napisane przez manix w

Kolejny z braci - Józef Chałupa. Na zdjęciu jako żołnierz armii austriackiej. Wywieziony na Sybir, nie przeżył.


[Józef Chałupa w mundurze austriackim. Zdjęcie udostępnione przez Jadwigę i Stanisława Ferenzów]

Sylwetkę oraz tragiczne losy swojego brata przybliża Edward Chałupa w pamiętniku:


W kolejności, drugi syn Ferdynanda i Zuzanny ze Starków, Józef Chałupa, urodzony 18 lutego 1886 r. w Nowosielicy, pow. Śniatyń, w wieku podlotka poszedł do kopalni na wozaka, następnie na górnika w Dżurowie, powiat Śniatyń, następnie powołany do wojska austriackiego i wcielony do 36 pułku obrony krajowej w Czechosłowacji, po odbyciu dwuletniej służby w wojsku powrócił do domu i z powrotem do górnictwa, wkrótce ożenił się, biorąc za żonę Michalinę z domu Lang Wacław, w 1914 r. zmobilizowany na wojnę światową, wkrótce raniony i po zakończeniu wojny powrócił do domu i osiadł na parcelacji w wolnej Polsce, ciężko pracując na kawałek chleba, w czasie inwazji na Polskę przez Związek Radziecki, na rozkaz Stalina i jego mocodawców, został wywieziony na Sybir, gdzie wskutek najgorszych warunków bytowych i głodu zmarł, bezdzietny. W ten sposób dokonał żywota na nieludzkiej ziemi i do wolnej Polski nie powrócił.

Ocena artykułu:

Żołnierz "Błękitnej Armii"

Napisane przez manix w

Wojna dobiega końca. Austro-Węgry rozpadają się, narody bałkańskie odzyskują wolność. Niemcy zostają zmuszone do uznania niepodległości okupowanych państw - m.in Polski. Rosja traci Finlandię i republiki bałtyckie, w kraju do głosu dochodzi narodowy socjalizm, władzę przejmują bolszewicy. Dotychczasowy porządek geopolityczny Europy zostaje totalnie zburzony.

Polska po 123 latach niewoli zaczyna odbudowywać swoje struktury państowe i wojskowe. W wyniku usilnych starań dyplomacji polskiej (poczynanych już od 1916 r.) rząd francuski przychyla się do organizowania polskich oddziałów zbrojnych. W końcu, we wrześniu 1918 r., na terytorium Francji powstaje Armia Polska. Kolor francuskiego munduru nadaje jej przydomek - "Błękitna Armia". Na czele armii 4 października 1918 r. staje gen. Józef Haller.


[Generał Haller podczas przeglądu szeregów Błękitnej Armii. Zdjęcie pochodzi stąd

Oddziały polskie formowane były z ochotników. Byli wśród nich Polacy zamieszkujący Francję, inne kraje Europy Zachodniej (a nawet Amerykę), ale lwią częśc stanowili jeńcy wojenni polskiej narodowości z zaboru austriackiego, przebywający w obozach jenieckich na terenie Włoch. Z najbardziej licznego obozu (22 tys. jeńców), położonego w północnych Włoszech w La Mandria di Chivasso k. Turynu, udało się zorganizować aż 4/5 całego kontygentu przemieszczonego po wstępnym przeszkoleniu do Francji.

Wśród żołnierzy ochotników był również Edward Chałupa:

Drugiego dnia ok. północy pociąg zatrzymał się na torze otwartym, naprzeciw niewielkiej drogi, wzdłuż której płynął duży strumień wody do nawadniania pól ryżowych, nam kazano wysiąść. W pierwszej chwili gaszono pragnienie, na pierwszy rzut oka wygląda ta miejscowość, że przed nami jest jakie wielkie miasto, ale nie było to miasto tylko lotnisko, a na nim zbudowane 30 hangarów, a my po ugaszeniu pragnienia, sformowaliśmy grupowo czwórki, ruszyliśmy w pochód, pod hangarami dowiedzieliśmy się, że jest to obóz La mandria Di chivaso i tu się formuje polska armia pod dowództwem gen. Józefa Hallera, Włosi od nas odeszli, jak by ich wcale nie było, a nas zaprowadziła służba żandarmerii do końcowego hangaru, oblodzonego, i też odeszła, jak nie ten świat zostaliśmy sami. Nad ranem, jeszcze za pociemku, zjawiło się trzech polskich oficerów, tak weszli jak aniołowie pośród diabłów, nasz wygląd był opłakany, jeden z oficerów powiedział, ażeby grupenkomendanci wzięli żołnierzy z namiotami i z kocami i poszli za nim, z powrotem przynieśli dla każdego bochenek chleba, po chwili, gdy już żołnierze oraczyli się chlebem przystąpiono do segregacji, mówiono wystąpić każdej narodowości osobno, z Polakami poszli Żydzi polscy i dużo Rusinów, po segregacji powiedziano nam, że jest to obóz, gdzie tworzy się armia polska, kto chce, może wstąpić do wojska polskiego, ale nie było takiego Polaka, który by się odmówił, po utworzeniu drużyn, plutonów, kompanii urządzono nam kąpiel, wydano po trzy pary bielizny ciepłej, po trzy koce amerykańskie, umundorowanie włoskie, obuwie, sienniki ze słomą, słowem wszystko, co przysługuje żołnierzowi, i przekwaterowano nas do innego hangaru. Przy tem odbywały się ćwiczenia, przeglądy, defilady oddziałów i jednostek organizowanych na terenie Włoch. W lutym 1919 r. wojsko organizowane we Włoszech wyjechało do Francji, ja również i byłem zakwaterowany we wiosce Relanż, w okolicy miasteczka Dame, w międzyczasie wypłacono nam pensję raz po sto franków, drugi raz po 50 franków francuskich, równocześnie przemundurowano nas w mundury hallerczyków i wyekwipowano w broń, z tą chwilą zaczęły się pełne ćwiczenia wojskowe z bronią, strzelanie i ćwiczenia polowe.


[La Mandria di Chivasso, polski obóz wojskowy. Uroczystość wręczenia sztandaru w imieniu miasta Turyn pułkowi im. A Mickiewicza, marzec 1919 r. Zdjęcie pochodzi stąd

Równolegle, już pod koniec roku 1918, Naczelnik Państwa Polskiego Józef Piłsudski rozpoczął starania o przyjazd "Błękitnej Armii" do kraju. Jednak dopiero w kwietniu 1919 roku władze francuskie zgodziły się na wysłanie oddziałów do Polski.

Po kilku tygodniach, dnia 7 maja 1919 r. moja jednostka została zawagonowana i przez Niemcy kierunek Polska, ta upragniona [...], kiedy dojeżdżaliśmy do granic Polski nakazano nam pozamykać drzwi od wagonów, a pootwierać na stronie polskiej, robiono to dlatego, ażeby nie prowokować Niemców, ponieważ istniała linia rzekomego frontu. Po stronie polskiej bardzo serdecznie nas witano kwiatami. W kolejności 12 maja 1919 r. stanęliśmy w Warszawie. Z Warszawy wysłani do portów Modlina w Zakroczyniu, w zastępstwie kwater, również i tutaj przesuwano nas, a tymczasem zbliżał się czas do wyjazdu na wschodni front.

Edward Chałupa był najprawdopodobniej członkiem 50 Pułku Piechoty Strzelców Kresowych, wchodzącego na terenie Francji wskład 3 Dywizji Strzelców Polskich, III Korpusu "Błękitnej Armii". Oto jak wspomina spotkanie z samym Wodzem Naczelnym:

A teraz powróćmy jeszcze do tego marszu polskich żołnierzy. W pewnej miejscowości zatrzymano nas i stanęliśmy w kolumnach do przeglądu, wtem nadjechał generał Haller ze sztabem, ja stałem w pierwszym szeregu, obok mnie porucznik Piskozub, Haller się z nim przywitał i zapytał skąd jest, padła odpowiedź - z Kołomyji, a Haller odpowiedział: jeszcze będziemy się bić o tą Kołomyję i poszedł między szeregi żołnierskie.

W 1919 r. "Błękitna Armia" została organizacyjnie wcielona do Wojska Polskiego, Edward Chałupa został przydzielony do 13 Kresowej Dywizji Piechoty, biorącej w 1919/1920 r. aktywny udział w wojnie polsko-bolszewickiej.


Należałem do 13 dywizji piechoty jako grupy operacyjnej, stale nas przerzucano na inne miejsca, dowódcą był gen Stanisław Haller, w końcu w czasie odwrotu w 1920 r. znaleźliśmy się pod Pohrebyszczami, tam też zostaliśmy otoczeni, dzięki postawie żołnierskiej wyszliśmy z pierścienia. W tym miejscu jeszcze wrócę przed Pohrebyszcze, maj i czerwiec 1920 r., byłem na kursie podoficerskim, przy dywizji w polu, następnie po żniwach 1920 r. byliśmy otoczeni drugi raz pod Lwowem i wyszliśmy cało, w następstwie przerzucono nas pod Zamość, tam zadaliśmy duże straty Budionnemu i dalej pod Hrubieszowem, pod Warszawą wielka klęska nieprzyjaciela i z powrotem pościg za nieprzyjacielem, aż po Noworgad wołyński, zostałem ściągnięty do obozu ćwiczebnego jako plutonowy po kursie podoficerskim na instruktora w Równym. Po pewnym czasie przeniesiony wraz z całym pułkiem do Dubna, wojna została zakończona i po pewnym czasie jako starszy rocznik zostałem zdemobilizowany.

Ocena artykułu:

Na frontach I wojny światowej - cz. 2.

Napisane przez manix w

Październik, rok 1918. Wojska włoskie rozpoczynają na froncie wschodnim ostatnią ofensywę I wojny światowej. Przeciwstawia im się wyczerpana, pozbawiona morale i zdziesiątkowana armia austriacka. Już po kilku dniach walki traci zdolność bojową i ugina się pod naporem włoskim. Żołnierze są masowo brani do niewoli (ok. 300 tys. żołnierzy austriackich trafiło do niewoli!), niektórzy dezerterują. Ostatecznie 2 listopada 1918 r. w Tagliamento zostaje podpisany rozejm, który m. in. przyczynia się w niedługim czasie do rozpadu Austro-Węgier i końca I wojny światowej.


[Przeładunek na Tagliamento, 1917 r. Zdjęcie pochodzi stąd.]

Jak te wydarzenia wspomina Edward Chałupa? Prześledźmy po kolei.


Był już rok 1918, lipiec, otrzymałem od siostry, że dziewczyna, którą tak ceniłem jest w ciąży ze synem kierownika kopalni i na mnie ta wiadomość nie sprawiła żadnego wrażenia, raczej doznałem pewnego ukojenia, jestem zwolennikiem wolności. Po trzech latach wojennej tułaczki otrzymałem urlop do domu, jak wiadomo, trzy lata to nie jeden dzień, dużo się zmieniło, odwiedzałem krewnych, znajomych, dziewczynę,[...]

Warto zauważyć, że u schyłku wojny wysyłani na front siłą i zmuszani do podejmowania kolejnych ataków żolnierze tracili ducha walki. Szerzyły bunty i przejawy nieposłuszeństwa.


Po powrocie z urlopu do jednostki krążyły wieści, że znów pojedziemy na włoski front, to nam się nie bardzo uśmiechało, toteż pułk się zbuntował, mój transport w wagonach stał na stacji kolejowej, w Nowosielicy, za Czemiowcami, tam też stoczyliśmy prawdziwą walkę z 29 słowackim p. p., pod przeważającymi siłami zostaliśmy rozbrojeni i wywiezieni pod włoski front, w międzyczasie odbywał się sąd polowy nad żołnierzami pułku, podobno było kilku straconych [...].

W armii panował chaos. Żołnierzy skazywanych przez sądy polowe na rozstrzelanie nastepnego dnia zaprzysiężano i wysyłano z powrotem na front. Klęska armii austriackiej stawała się coraz bardziej oczywista:

[...] wtem pewnego dnia Włosi rozpoczęli wielką i ostatnią ofensywę, dochodzenia zostały przerwane, nas ponownie zaprzysiężono, uzbrojono i na front, gdy szliśmy do frontu, Czesi z frontu, wołając spadki hoszi po wojnie, niestety szliśmy dalej do frontu, dopiero po trzech dniach rozpoczęliśmy odwrót, w czasie odwrotu przed rzeką Tagliamento pułk został zbobardowany i z pokładów zdziesiątkowany, pozostałości pułku przeszły most na rzece Tagliamento, most za sobą zapalono, wtem za nami nadjechała włoska kawaleria, rzuciła się do rzeki wpław, z naszej strony poczęto strzelać, wtem poczęto wołać, aby zaprzestać ognia, zawieszenie broni, gdy kawaleria przeszła przez rzekę, zmieszała się z wojskami austriackimi, myślałem, że nastąpi nieporozumienie między żołnierzami, ale gdzie tam, pokręcili się jakby między przyjaciółmi, konie powierzgały ogonami i dalej w pościg, najdziwniejsze jest to, że przecież wyższe dowództwa wiedziały, że jest kapitulacja, wojska włoskie były już na tyłach wojsk austriackich, dlaczego w ostatniej chwili mordować ludzi Bogu ducha winnych, jak to u dygnitarzy życie maluczkich nic nie znaczyło i nie znaczy. Po trzech dniach rozbrojono nas z oświadczeniem, że wszyscy będziemy wysłani do swych miejscowości rodzinnych, jednak po rozbrojeniu nas sformowano czwórki i rozkaz: a via la Roma, oficerów zostawiono przy szablach. Tabor pułkowy szedł z nami, żywiliśmy się następująco, to, co na wozie, do kotłow, konie od wozów bite i też do kotłów i tak doszliśmy do obozów jenieckich.

A jak Włosi traktowali jeńców wojennych? Zobaczmy:

Nadmienić należy, że gdy nas prowadzili Anglicy, Szkoci, to nie wolno było zbliżać się do jeńców, ale gdy przejęli nas Włosi, to prostota, doskakiwali do żołnierzy, zrywali odznaczenia, pluli w twarze jak dzicz. W obozie pozostaliśmy bardzo krótko z oficerami, następnie wysłano oficerów do obozu oficerskiego, a żołnierzy do obozu specjalnego, za druty, tak było w wielkim głodzie, listopad do pół grudnia 1918 r. Następnie wyprowadzono nas na wolny tor kolejowy, gdzie na mrozie głodni czekaliśmy dwa dni na swój pociąg, mówiono nam że jedziemy na roboty w góry Szwajcarskie, gdy nadjechał ten upragniony pociąg, wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy żółwim pośpiechem, drugiego dnia późnym wieczorem wjechał pociąg na stację jakiegoś większego miasta, w krótkim czasie wyniesiono nam w kotłach gotowany ryż ze słodką kapustą, było to bardzo dobre, ale mało, ja zdążyłem tylko pokosztować, natomiast dali nam po dużej konserwie, jedna na dziesięciu i po bochenku chleba. No cóż, jeść nie było można z powodu wielkiego pragnienia. Drugiego dnia ok. północy pociąg zatrzymał się na torze otwartym, naprzeciw niewielkiej drogi, wzdłuż której płynął duży strumień wody do nawadniania pól ryżowych, nam kazano wysiąść. W pierwszej chwili gaszono pragnienie, na pierwszy rzut oka wygląda ta miejscowość, że przed nami jest jakie wielkie miasto, ale nie było to miasto tylko lotnisko, a na nim zbudowane 30 hangarów, a my po ugaszeniu pragnienia, sformowaliśmy grupowo czwórki, ruszyliśmy w pochód, pod hangarami dowiedzieliśmy się, że jest to obóz La Mandria di Chivasso i tu się formuje polska armia pod dowództwem gen. Józefa Hallera.

O tym, jak Edward Chałupa tworzył zalążki armii polskiej we Włoszech napiszemy w nastepnym odcinku.

Ocena artykułu:

Na koniu i z szablą

Napisane przez manix w

Dwie postaci na koniach, obydwie w mundurach armii austriackiej i z szablami. Zdjęcie zrobiono w czasie I wojny światowej. Żołnierz na białym koniu to Ferdynand Chałupa, najstarszy brat Edwarda urodzony 29 września 1884 roku. Z zawodu Ferdynand był cieślą i, jak wspomina Edward w swoim pamiętniku, trudnił się również budową domów. Synem Ferdynanda był Henryk, o którym notkę już zamieściliśmy tutaj. Ferdynand nie uniknął tragicznego losu większości członków rodziny Chałupów. W nocy z 1 na 2 listopada 1944 roku został zamordowany przez banderowców UPA.


[Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

O swoim najstarszym bracie Edward Chałupa pisze w pamiętniku:

I tak w kolejności, najstarszy syn, Ferdynand Chałupa, urodzony w Nowosielicy 29 września 1884 r., po śmierci ojca zaczął pracować w kopalni, dorósłszy do lat poborowych został powołany i pobrany do wojska austriackiego, wcielony do pionierów w Przemyślu, po wysłużeniu 3 lat wrócił do domu i postanowił ożenić się z Anną Ginalską, tem samym założyć własną rodzinę, wstępując do pracy w górnictwie w Dżurowie, bądź też w Rożnowie, pow. Śniatyń, do roku 1914 zmobilizowany na wojnę światową, po powrocie z wojny w wolnej Polsce został mianowany komisarzem rządowym (wójtem) w Nowosielicy, pow. Śniatyń, po złożeniu mandatu komisarskiego, jako dobry cieśla, trudnił się budową domów oraz budynków gospodarczych, w czasie wojny 1939 - 1945 pracował na swym małym gospodarstwie z pszczelarstwem, mając czworo dzieci: Izydora, Henryka, Marię i zamężną córkę, został zamordowany wraz z cała rodziną przez drapieżnych rezunów ukraińskich, za wyjątkiem syna Izydora, który padł na froncie w armii ZSRR oraz syna Henryka, który znajduje się obecnie w Polsce, tak zakończył się pokrótce życiorys najstarszego syna Ferdynanda.

Ocena artykułu:

Na frontach I wojny światowej - cz. 1.

Napisane przez manix w

Wiele informacji na temat I wojny światowej dostarcza nam pamiętnik Edwarda Chałupy. I nie są to fakty spisywane przez pobocznego obserwatora, znajdującego się w bezpiecznym, oddalonym setki kilometrów od terenu działań wojennych miejscu. Są to wspomnienia człowieka znajdującego się przez prawie cały ten krwawy okres na pierwszej linii frontu.

Edward służył w armii austriacko-węgierskiej. Został powołany do wojska w roku 1915, miał wtedy 19 lat:

Wstępując w ciężki okres wojny, przedwcześnie, 18 lipca 1915 r. pożegnałem rodzinę, krewnych, znajomych, no i dziewczynę, która mi się podobała, też wiedziałem, że ja jej się podobam, reszta pozostała niewiadomemu jutru, do poboru stanąłem w Rożnowie [...].


[Edward Chałupa (pośrodku) zaraz po wcieleniu do armii austriackiej. Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Walczył głównie na wschodnich frontach I wojny światowej. Do wiosny 1916 r. brał udział w ofensywie wojsk austriacko-węgierskich w rejonie Karpat Wschodnich, gdzie rozegrywały się bardzo krwawe walki z wojskami rosyjskimi:

W bojach na Przełęczy Węgierskiej padło dużo żołnierzy po obu stronach walczących, toteż gdzie któren żołnierz padł na miejscu został pogrzebany, dlatego za świeżej pamięci władze postanowiły ekshumować rozsianych po górach do wspólnych mogił żołnierskich, toteż w tym celu wykopany ogromne szańce przy głównym trakcie, między Tatarowem a Woronienką, w szańcach układano trumnę przy trumnie, skrapiano, a raczej polewano mocno karbolem i zasypywano, taki był wielki rygor, że nawet trzech żołnierzy ekshumowano z cmentarza i na tych osobiście patrzyłem. Działo się to w zimie 1915 - 1916 r., ciała były w ziemi około piętnastu miesięcy, chowane tak jak padł, w płaszczu, obuwiu - wszystko sczerniałe, trzymające się jeszcze w kupie , łatwo dające się wciągnąć na dolną część trumny, następnie mocno odkażano ciała i przykryto górnymi wiekami, po zasypaniu dołów odkażano ziemię. I tak po głodzie, chłodzie i nędzy kończy się żołnierski trud [...].

Na początu roku 1917 Edward Chałupa został skierowany na front włoski, w okolice miasta Gorycja.

Po kolei, znów nas przewieziono z Tyrola jako marsz batalion 36 p. p. na front pod Gorycją, zatrzymano nas w taborze 8 km od frontu, we wsi Prwaczine.

Od 1915 r do końca 1917 r, w dolinie rzeki Isonzo, toczyły się działania wojenne Włochów przeciwko Austriakom. Gorycja była dla Włochów punktem strategicznym, gdyż zdobycie jej dawało możliwość wyprowadzenia ataku dalej, na Triest (od północy granicę włoską tworzyło pasmo Alp uniemożliwiające wszelkie działania wojenne). Tu Edward, jako członek batalionu szturmowego, wykazał się wielką sprawnością bojową oraz niemałą odwagą:

W marcu w 1917 r. były słuchy, że Włosi podkopują się pod linię frontu celem zrobienia wyłomu, przerwania frontu, wówczas dowództwo ściągnęło baterię moździerzy, pluton szturmowy do przyfrontowej rezerwy, wówczas rozpoczęła się ciężka kanonada z moździerzy. Gdy moździerze ucichły, artyleria poczęła bić ogniem zaporowym, a my, pluton szturmowy rozkaz do ataku na włoskie pozycje, wychodząc do ataku, każdy z nas się przeżegnał znakiem krzyża świętego, atak został uwieńczony powodzeniem, ja sam jeden osobiście wziąłem jedenastu Włochów do niewoli. Wśród dramatycznych okoliczności za dzielność i odwagę otrzymałem srebrny medal II klasy, wszyscy żołnierze powrócili z wypadu szczęśliwie, ja, prowadząc jeńców, trafiłem na sprężystego sierżanta w rowach austriackich, stały bowiem duże kompanie na wypadek niepowodzenia plutonu szturmowego, chciał zabrać jeńców, zbierać laury za moją krew, ja mu odpowiedziałem, wskazując na pozycje włoskie, że tam jest dużo, niech sobie idzie wziąć, ale niestety, skąd jeńców prowadziłem, tam się ziemia paliła, widać było tylko ogień i dym.


[Edward Chałupa (pośrodku) wraz z brygadą szturmową na froncie włoskim. Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

W jaki sposób sam Edward Chałupa wziął do niewoli aż 11 Włochów? Pisze o tym szczegółowo w końcowej części swojego pamiętnika. Fragment ten mówi wiele o odwadze, ale i o postawie moralnej młodego Edwarda:

[...]w czasie ataku szedłem prosto na karabin maszynowy i jeszcze z dwoma żołnierzami z plutonu, zaś Włosi byli tak strasznie zdezorientowani pod silnym obstrzałem moździerzy, a działo się to wszystko w krótkiej chwili, ponieważ nasz trzech trafiło na pełny bunkier Włochów, ja objąwszy pierwszeństwo, posłałem jednego z żołnierzy, ażeby zawołał drużynowego kaprala celem wzięcia Włochów do niewoli, a że to trzeba było działać szybko, a ten pierwszy nie wracał, posłałem drugiego, a drugi zrobił to samo, tak zostałem sam i byłem zmuszony działać na własną rękę, oczywiście przy użyciu broni z mojej strony i nie mogłem dokończyć dzieła tak, jak nas uczono pod względem religijnym jak i wojskowym, tak ja wziąłem do niewoli 11 Włochów, ten raniony był 12, ale cóż z tego, nie byłem w stanie dokonać dzieła, tak z punktu religijnego i wojskowego, bo obowiązkiem mym było ranionego zabrać, a po wojskowemu zabrać karabin maszynowy, amunicję i broń ręczną, czego nie mogłem uczynić, bo brakowało mnie bodaj jednego żołnierza, któryby pilnował zabrania rannego i zdobyczy, ja znów, nie mogąc spuścić z oka jeńców z braku zaufania, musiałem pozostawić rannego i zdobycz, a wszystko działo się to z niewdzięczności żołnierskiej, działo się to na froncie włoskim - Isonzo front, pod miastem Gorycja, jeńców zaprowadziłem do kawerny nr 8, to jest loch podziemny, gdzie urzędował dowódca batalionu w randze podpułkownika, który jeńców przyjął, zostałem odznaczony srebrnym medalem II klasy, zaś moje akta zostały wysłane do archiwum, do Wiednia, ja zaś z pułkiem 20 zostaliśmy ściągnięci do tyłu na krótki odpoczynek, gdzie miałem sposobność rozmawiać z cesarzem Karolem na temat odznaczenia[...]

Za pierwsze swoje wojenne zasługi został odznaczony medalem przez samego cesarza Austro-Węgier Karola I.

Ponieważ 20 pułk był przeszło 6 miesięcy bez przerwy na froncie, przez zimę został wycofany do tyłu na zasłużony odpoczynek, w tym czasie cesarz Karol objeżdżał i przeglądał jednostki wojskowe, również i nas, było to pod koniec kwietnia 1917 r., gdy nadszedł dzień przybycia cesarza, bardzo rano pułk wymaszerował na błonie, oczekując dostojnego przybysza, gdy nadjechał, wysiadł ze świtą, orkiestra zagrała hymn cesarski, cesarz stanął, ani się nie ruszył, po odegraniu hymnu, pułkownik raportował, po raporcie sprężystym krokiem przeszedł cesarz przed wszystkiemi oddziałami, po przeglądzie zażądał, ażeby wszyscy odznaczeni medalami złotymi i srebrnymi I i II klasy wystąpili przed swe kompanie, ja też wystąpiłem jako medalista II klasy, cesarz przechodził przed odznaczonymi w formie raportu, z każdym dość długo rozmawiał, na przykład mnie się pytał, gdzie zasłużyłem medal, odpowiedź: pod Gorycją na Isonzo - front, pyta mnie, wiele mam lat, odpowiedź: 21, pytanie, skąd jestem, odpowiedź: z powiatu śniatyńskiego koło Kołomyi, wówczas cesarz się rozgadał i powiedział: ja wiem, wiem, ja w Kołomyi służyłem przy dragonach w stopniu rotmistrza, gdy miał przejść ode mnie do następnego żołnierza, jeszcze raz popatrzał na mnie od głowy do stóp i od stóp do głowy, pokręcił głową, żegnając słowami: oj, spokoju, spokoju!, rozmawiał naprawdę jak ojciec z synem i tych słów do śmierci nie zapomnę, tak mówił do mnie cesarz austriacki, a gdy odjeżdżał na dalsze przeglądy swych żołnierzy, moja myśl mu towarzyszyła: Szczęść Boże.


[Cesarz Karol I odznacza zasłużonych żołnierzy. Zdjęcie pochodzi stąd.]

I jeszcze jeden cytat obrazujący niebezpieczeństwo i krwawy charakter wojny:

Wypoczynek żołnierski dla nas dobiegał końca, ponieważ 11 maja 1917 r. Włosi rozpoczęli wielką ofensywę, a my wymarsz na front, do frontu trzeba było iść marszem kombinowanym, ponieważ wszystkie możliwe przejścia były zasypane huraganowym ogniem zaporowym, w końcu, już pod linią bojową, pozostała do przejścia jeszcze jedna kotlina, najniebezpieczniejsza, my weszliśmy przed kotliną w głęboki rów, oczekując chwili do przejścia, w mojej kompanii padł rozkaz: w tył zwrot!, w ten sposób ja zostałem ostatni na tyle, odczekałem chwilę, aż żołnierze znajdą się po drugiej stronie kotliny, odczekałem moment eksplodujących pocisków na kotlinie, po eksplozji rzuciłem się i jak błyskawica przebiegłem przez miejsce zaporowe, na kotlinie widziałem kilku żołnierzy zabitych, z drugiej strony kotliny spotkałem sanitariusza kompanijnego pytając, gdzie poszła kompania, odpowiedział, że do ósmego schronu, ja nie czekając wyprzedziłem go, wtem przyszedł pocisk moździerzowy, ciężko raniąc sanitariusza, gdzie po chwili zmarł, ja od tego pocisku zostałem raniony, dostałem się do schronu, ale wycofać się do tyłu było rzeczą niemożliwą na skutek ognia zaporowego, trzeba było czekać sposobności, moją dobrą stroną, która mnie ratowała, było to, że Włosi weszli w okopy austriackie i nie orientowali się, gdzie mogą znajdować się oddziały i wstrzymali ogień artyleryjski, ja ten moment wykorzystałem i - raniony - uciekłem z tego piekła, [...] ja wnet ruszyłem do miejscowości Czernice, obecnie Jugosławia, gdzie znajdował się szpital polowy, bardzo spieszyłem się, aby przejść jak najprędzej linię ognia zaporowego i rzeczywiście, ledwie uszedłem, rozpoczęła się Włoska kanonada, ja zgłosiłem się w szpitalu polowym z miejsca do opatrunku z powodu jątrzenia rany, ponieważ w dłoni znajdował się kawałek odłamka pocisku moździerzowego [...]

W 1918 r. Edward Chałupa trafił do niewoli włoskiej, ale o tym napiszemy w nastepnym odcinku.

Ocena artykułu:

Henryk Chałupa 1947 r.

Napisane przez manix w

Poniżej na zdjęciu z 1947 roku przedstawiony jest bratanek Edwarda Chałupy, Henryk.


[Zdjęcie ze zbiorów Stanisława i Jadwigi Ferenzów]

Henrykowi udało się przeżyć rzeź wołyńską. O losie swojego brata Ferdynanda, ojca Henryka, pisze Edward Chałupa w pamiętniku:

I tak w kolejności, najstarszy syn, Ferdynand Chałupa, urodzony w Nowosielicy 29 września 1884 r.[...]mając czworo dzieci: Izydora, Henryka, Marię i zamężną córkę, został zamordowany wraz z cała rodziną przez drapieżnych rezunów ukraińskich, za wyjątkiem syna Izydora, który padł na froncie w armii ZSRR oraz syna Henryka, który znajduje się obecnie w Polsce [...].

W jaki sposób Henrykowi udało się przeżyć? W czasie, kiedy rozegrała się tragedia, był w pracy na nocnej zmianie (pracował w kopalni). Po powrocie do domu nad ranem zastał już tylko zgliszcza. W ciągu kilku godzin stracił prawie wszystkich najbliższych.

Ocena artykułu:

Lata 30-te, zdjęcia grupowe

Napisane przez manix w

Na zdjęciach z 1938 (najprawdopodobniej) roku wyglądają zupełnie zwyczajnie. Bo i życie było zwyczajne. Codziennie te same obowiązki, ten sam rytm. Czy domyślali się, co ich czeka za rok? Czy spodziewali się, że większość z nich przeżyje tylko do 1944 roku? Z pewnością nie. Czy żyje ktoś jeszcze z osób przedstawionych na zdjęciach? Raczej nie. Jeśli jednak, miałby dzisiaj około 85-87 lat.


[Zdjęcie ze zbiorów J. i S. Ferenzów]

Okupację z pewnością przeżyła Helena Chałupa, córka Edwarda, siedząca w mundurku pierwsza z lewej. Z jakiej okazji to zdjęcie? Może zakończenie roku szkolnego i początek wakacji? A może nie? Jedno jest pewne: do tej samej klasy razem nie chodzili. Na pierwszy rzut oka widać, że są w różnym wieku.


[Zdjęcie ze zbiorów J. i S. Ferenzów]

Zdjęcie zamieszczone powyżej zrobiono prawdopodobnie również w 1938 roku. Pierwsza Komunia dzieci z Nowosielicy. Klęczący chłopiec pierwszy po prawej to Zbigniew Chałupa. Gdybyśmy powiedzieli małemu Zbysiowi, że od tej chwili zostało mu tylko sześć lat życia, popukałby się w głowę, uśmiałby się setnie razem z kolegami (może zarobilibyśmy jakimś pomidorem?) i wrócił do swoich zwykłych zajęć.

Czy którekolwiek z dzieci zapamiętanych na tym zdjęciu przeżyło rzeź na Kresach w 1944 roku? Jeśli tak, jakie były ich dalsze losy? Zbyś szczęścia nie miał.

Ocena artykułu:

W mundurze i przedwojennie

Napisane przez manix w

Edward Chałupa (ojciec współautorki tego bloga) we własnej osobie podczas służby patrolowej w Kołomyi (dzisiejsza Ukraina) w latach 20-tych XX wieku. Kim jest drugi mężczyzna na zdjęciu i jakie były jego losy? Nie wiadomo.

[Zdjęcie ze zbioru J. i S. Ferenzów]

Na zdjęciu poniżej Edward Chałupa z rodziną. Fotografię wykonano najprawdopodobniej tuż przed wybuchem II wojny światowej. Jego żona Maria (ur. w 1906 r.) oraz dzieci Zbigniew i Zofia zostali zamordowani przez jednostki UPA w 1944 roku. Córka Helena ocalała właściwie przypadkiem i przeżyła lata okupacji.

[Zdjęcie ze zbiorów J. i S. Ferenzów]

Oto, jak to tragiczne wydarzenie wspomina Edward Chałupa:

W roku 1944 ja, będąc na wojnie w wojsku polskim, a tem samem nie obecny, rodzina moja, to jest żona - lat 38, syn - lat 14, oraz córka - lat 10, w dzień zaduszny z 1 na 2 listopada w nocy zostali zamordowani przez rezunów ukraińskich, ten sam los miał spotkać moją najstarszą córkę, tylko dzięki sąsiadce, która zaprosiła córkę do towarzystwa pojechania na zaduszki do miasta Śniatynia, na groby swych rodziców, dzięki czemu uniknęła śmierci z drapieżnych rąk rezunów ukraińskich, dom, inwentarz żywy i martwy, meble, odzież, słowem, co tylko dało się zabrać, wszystko zrabowali rezuny ukraińskie, jedyny raz po morderstwie córka odwiedziła dom rodzinny w Nowosielicy, pow. Śniatyń, w asystencji wojska, po czem zamieszkała w Zabłotowie, pod opieką wyżej wspomnianej krewniaczki, a następnie w kwietniu 1945 r., jako Polka, w drodze repatriacji, wraz z krewniaczką wyjechała na zachód Polski osiedlając się w Miliczu, a co się stało w dalszym ciągu z wymordowaną rodzina nie wiadomo.

Ocena artykułu:

Pamiętnik - Wstęp

Napisane przez manix w

Pamiętnik Edwarda Chałupy to prawdziwa perła. Nie ze względów literackich, lecz historycznych i genealogicznych. Jest coś niezwykle szlachetnego w tym, że ktoś uznał za ważne przekazanie wiedzy o rodzinnych korzeniach potomnym. Wiedział, że w ten sposób kształtuje się świadomość danego człowieka, a w dalszej kolejności - świadomość narodowa. W dzisiejszych czasach, gdy znamy co najwyżej imię naszej prababci, to naprawdę cenne. Pamiętnik Edwarda Chałupy pozwolił nam nawiązać kontakty z naszymi bardzo dalekimi kuzynami (o których istnieniu zapewne nie wiedzielibyśmy), zmobilizował nas również do kolekcjonowania wszystkich danych na temat naszej rodziny. Dzięki temu zebraliśmy wiele cennych zdjęć, a wiedza o losach, jakie nasi przodkowie przechodzili, staje się coraz szersza. Pamiętnik umożliwił nam w końcu podróż w rodzinne strony do Nowosielicy na Ukrainie (dawne tereny Polski) i odnalezienie domu, w którym mieszkała nasza rodzina. Dom nadal stoi, choć oczywiście kto inny jest już jego właścicielem.
Przedstawiamy zatem dokument, który podarował nam wiele niezapomnianych chwil pełnych wzruszeń. Ponieważ jest dość długi, podzielimy go na odcinki. Pamiętnik zachowuje oryginalną budowę zdań. Zmieniliśmy jedynie interpunkcję.

Na początek wstęp:


Szczęść Boże!
Roku Pańskiego
27 kwietnia 1966.
W Mikowicach, powiat Kłodzko

Wypis biograficzny rodziny
i familii Chałupów
Oraz osobisty życiorys

Chałupa Edward,
syn Ferdynanda,
urodz. 19 marca 1896 r.
w Nowosielicy, pow. Sniatyn


Kochani potomni i czytelniku!


Wielu z Was wie o sobie tyle, że urodził się z ojca i matki, czasem ledwie znając dziadków i właśnie dlatego postanowiłem napisać to, co mnie wiadomo o rodzinie Chałupa, żeby potomni wiedzieli, skąd się wzięli i skąd pochodzą. Wiemy rodowód Chrystusa, może nie wszyscy to sobie przypomnimy, zaczyna się na Abrahamie, aż do Dawida, pokoleń czternaście, od Dawida do Jechoniasza pokoleń czternaście, i od Jechoniasza do Jakuba i Józefa pokoleń czternaście. Wiemy i znamy rodowód naszych królów polskich i wielu innych osobistości, z wysokich stanowisk, również pisarzy, różnych artystów, jako też liczne osobistości z zagranicy.

Wobec tego, dlaczego nie mamy wiedzieć swego pochodzenia i środowiska, czyli, mówiąc zwyczajnie, że człowiek chce, aby w ludzkiej pamięci żył wiecznie, tern bardziej, jeżeli na to zasługuje. Niedawno jak wczoraj 26 kwietnia 1966 r. t. j. w 24 rocznicę bitwy pod Monte Cassino słuchałem komunikatu radiowego o brygadzie pancernej i dywizji Karpackiej z armii gen. Andersa, otóż żołnierze z brygady pancernej pytali swego dowódcę, dlaczego oni nie figurują w wydawnictwach książkowych za swoje zasługi. W związku z wydaniem obszernej książki w 25 rocznicę bitwy pod Monte Cassino, we wspomnianej książce mają figurować imiona i nazwiska ok. trzydziestu tysięcy żołnierzy, wynika z tego, że człowiek chce być w pamięci żyjących, a tym bardziej za czyny szlachetne.


Ocena artykułu:

Ocaleni na fotografii

Napisane przez manix w

Jest ogromna różnica między dawnymi zdjęciami a współczesnymi. Ponieważ tak rzadko fotograf uwieczniał czyjeś sylwetki (i na pewno nie była to najtańsza usługa), ludzie starannie przygotowywali się do tego wydarzenia. Zwróćcie uwagę, że wszyscy bez wyjątku są odświętnie ubrani (bez względu na to, na jaką fotografię patrzymy). Każde zdjęcie jest znakomicie skomponowane i wykadrowane! Jaka różnica w porównaniu do tego, co cykamy cyfrówką w tempie dziesięciu na minutę, a co ośmielamy się dzisiaj nazwać zdjęciami. W naszych fotografiach rzadko można uchwycić jakiś porządek, a o kadrowaniu chyba mało kto w ogóle słyszał.

Oto fotografia zbiorowa. Wykonano ją w 1935 lub 1936 roku. Po lewej stronie siedzi Paulina Stecker z domu Chałupa, siostra Edwarda Chałupy z czwórką dzieci. Najstarsza córka to prawdopodobnie Sabina, po bokach dwaj synowie, Jan i Marceli oraz mała Wilhelmina. Z tyłu stoi pierwsza żona Edwarda Chałupy z trójką dzieci, Zosią, Zbigniewem i Heleną. Starsza pani to matka Edwarda Chałupy, Zuzanna, urodzona w 1864 roku, córka Wincentego Starka i Marii z domu Hołub.

[Zdjęcie ze zbiorów Stanisława i Jadwigi Ferenzów.]

Historia bardzo brutalnie obeszła się z postaciami uwiecznionymi na tym zdjęciu. Żona Edwarda i dwójka jej dzieci zostali zamordowani w trakcie czystki etnicznej, jaką bandy ukraińskie urządziły Polakom zamieszkującym tamte tereny w 1944 roku. Paulina Strecker wraz z innymi ludźmi żywcem spłonęła w urzędzie gromadzkim.

Poniżej mała Zosia Chałupa na osobnej fotografii. Zdjęcie zrobiono prawdopodobnie przed 1937 rokiem. Kilkanaście lat później nastoletnia już Zosia została brutalnie zamordowana przez UPA.

[Zdjęcie ze zbiorów J. i S. Ferenzów]

Oto Helena i jej malutki brat Zbigniew. Zdjęcie z roku 1930. Również i Zbyś został zamordowany w 1944 roku.

[Zdjęcie ze zbiorów J. i S. Ferenzów]

Ocena artykułu:

Weronika z lat 20-tych

Napisane przez manix w

Kolejna osoba z rodziny Chałupów, której chcielibyśmy poświęcić dwa słowa. Oto Weronika Chałupa, siostra Edwarda Chałupy, żona Dominika Wołoszczuka. Weronika nie miała szczęścia. Zmarła w wieku 24 lat. Kiedy zrobiono to zdjęcie? Nie wiadomo. Jednak sposób ubrania postaci wskazuje na lata 20-te.

[Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Ocena artykułu:

Zdjęcie z lat 20-tych XX wieku - Wincenty Chałupa

Napisane przez manix w

Wincenty Chałupa to kolejny brat Edwarda Chałupy (ojca współautorki tego bloga). Urodził się w 1892 roku. Na zdjęciu poniżej jest ze swoją małżonką Jadwigą z domu Wiarowską, córką Franciszka Wiarowskiego i Rozalii z domu Chałupa. Kiedy fotografię wykonano - nie wiadomo. Z pewnością przed II wojną światową, najprawdopodobniej w latach 20-tych XX wieku (wskazywałby na to wiek Wincentego i sposób ubioru obydwu postaci).

[Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Z pamiętnika Edwarda Chałupy:

W dalszym ciągu piąty syn Ferdynanda i Zuzanny z domu Stark, Chałupa Wincenty, urodzony 20 października 1882 r. w Nowosielicy powiat Śniatyń, po skończeniu szkoły podstawowej, po pewnym czasie zaczął pracować w kopalni jako wozaczek taczką, następnie jako wozak i w końcu jako górnik, w wieku poborowym wzięty do wojska austriackiego i wywieziony wraz z bratem Janem do służby, pod granicę włoską, do Gorycji, gdzie też ich zastała wojna 1914 r. po odbyciu kompanii wojennej i upadku Austrii wstąpił do polskiej żandarmerii polowej, po wojnie zwolniony z wojska, po niejakim czasie wstąpił do Policji Państwowej w Stanisławowie, po roku czasu zwolnił się Pol. Państw. i wyjechał do kopalni soli potasowych w Kałuszu, w międzyczasie ożenił się z Jadwigą Wiorowską, córką Franciszka i Rozalii z Chałupów, dorabiając się pięknego nowego domu, w 1939 r. na skutek inwazji rosyjskiej na Polskę, młodszy syn, Tadeusz, znalazł się w Wojsku Polskim, obecnie major W.P., żonaty i dzieciaty, a starszy syn, Adolf, aresztowany za posiadanie broni, w samoobronie, przeciw bandytom i rezunom ukraińskim, wywieziony do ZSRR. Wincenty zmuszony na skutek różnych okoliczności musiał opuścić swoją siedzibę i Kałusz, wyjechał do Polski, przy tym usilnie starając się o powrót syna z ZSRR do Polski, co też w końcu zostało załatwione przychylnie. Adolf, żonaty z Rosjanką, wrócił do Polski, przyjmując pracę w Ząbkowicach (Szklary) w fabryce szkła i tam przy pracy zmarł, pozostawiając żonę i dwóch dorodnych synów, i na tym kończę krótki życiorys Wincentego.
Reblog this post [with Zemanta]

Ocena artykułu:

Wujek w roku 1916

Napisane przez manix w

Starych fotografii ciąg dalszy. Oto Adolf Chałupa (ur. w 1887 r. w Nowosielicy na dzisiejszej Ukrainie), brat Edwarda, ojca Jadwigi Chałupy, która jest żoną Stanisława Ferenza, którzy to z kolei prowadzą ten blog. Skomplikowane? Tylko troszeczkę.

[Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Zdjęcie wykonano w 1916 r., kiedy to Adolf Chałupa służył w wojsku austriackim.

Ocena artykułu:

Akt ślubu z 1852 r!

Napisane przez manix w

Często, żeby odkryć rodzinne korzenie, trzeba zagłębić się mocno w przeszłość. Na szczęście dla rodziny Chałupów ocalał akt ślubu Franciszka Ksawerego Chałupy (lat 28), syna Franciszka i Anny z domu Nowak, który pojął za żonę Marię (lat 31), córkę Józefa Hrdliczki i Marii z domu Neklony. Akt ślubu sporządzono 23 lutego 1852 roku w Jabłoniowie koło Kosowa.

Z dokumentu wynika, że Józef Hrdliczka był Czechem, który w Myszynie trudnił się kowalstwem. Podano tam również, że ród Chałupów - a przynajmniej jego część - również wywodzi się z Czech, a konkretnie z Czyczowic. Inna gałąź rodziny zamieszkiwała Stramberg na Morawach.

[Oba zdjęcia ze zbiorów J. Stróżewskiego]

Gdyby tak każdy miał możliwość dogrzebać się do dokumentów z XIX wieku... Niejeden odkryłby ze zdziwieniem, że jego przodkowie byli innej narodowości, niż mu się to zawsze wydawało.

Ocena artykułu:

Zdjęcie z 1925 roku - rodzina Chałupów

Napisane przez manix w

Józef Chałupa został już wspomniany w poprzedniej notce. Czas na przybliżenie pozostałych członków jego rodziny. Czas również powiedzieć, kim jest Valerie, z której zbiorów - za pośrednictwem pana Stróżewskiego - to zdjęcie otrzymaliśmy.

Oto zdjęcie wykonane najprawdopodobniej w latach 1925-1927 w Chołojowie koło Radziechowa:

Na górze po lewej stronie stoi Stefania Chałupa (1908-1942) i jej siostra Władysława Chałupa. Na dole po lewej siedzi Otylia Chałupa z domu Stokłosa, potem Czesława Chałupa, Wanda i na końcu Józef Chałupa.

Jakie były ich losy? Stefania, Otylia i Józef Chałupa zmarli w Uzbekistanie, dokąd zostali wywiezieni w czasie II wojny światowej. Wiele przymusowych transportów z Polakami było kierowanych do Azji. Część znalazła się w Kazachstanie, część w Uzbekistanie, a część w jeszcze innych rejonach imperium radzieckiego. W wyniku straszliwych warunków bytowych większość z nich zmarła na skutek głodu, zimna i chorób. Tak stało się również z wyżej wymienioną trójką. Czesława przeżyła wojnę i wyjechała do Anglii, do Manchesteru, gdzie zmarła w 2004 r. Jej córka to właśnie Valerie Meare. Wanda również przetrwała ciężkie czasy i również opuściła Polskę. Żyje do dzisiaj w Nottingham w Anglii.

Ocena artykułu:

Pasieki Zubrzyckie

Napisane przez manix w

Współrzędne: 49°46'15"N 24°5'17"E.

Pasieki Zubrzyckie to niewielka podlwowska wieś do 1946 roku zamieszkała, z wyjątkiem dwóch rodzin, przez Polaków. Rdzenne nazwiska z Pasiek Zubrzyckich to: Krauz, Sęp, Czuczwara, Południak, Janczura. Za sprawą związków małżeńskich dochodzą rodziny Ferenzów, Pierzchawków, Niemsowiczów , Szynali, Tybińskich, Najdów, Łężnych, Ginalskich, Tyczkowskich, Helwinów, Jagniątkowskich oraz Domańskich.
Miejscowi mieszkańcy dzielili wieś na trzy części. Bliżej Sichowa była Bosznia, środkowa część koło żelaznego mostu ze szkołą i kościołem św. Bronisławy to Żyrawka, końcowa zaś od strony Krotoszyna to Ścieżki.
W pierwszym okresie wieś należała do parafii rzymsko-katolickiej w Zubrzy, gdzie proboszczem był ks. Mikołaj Kochański, a następnie do parafii w Sichowie, gdzie posługę proboszczowską pełnił ks. Telesfor Gabriel. Jego następcą był o. Justyn Kostek z zakonu bernardynów. O. Kostek w maju 1946 roku został przesiedlony na ziemie zachodnie i do 1958 roku był wikariuszem w parafii św. Wawrzyńca we Wrocławiu-Żernikach.
Według relacji mieszkańców miejsce pochówku "Pasieczan" zależało od przynależności do parafii. Do roku 1912 był to cmentarz w Zubrzy, a po zmianie parafii cmentarz w Sichowie.
Szkoła podstawowa mieściła się naprzeciwko kościoła. Nauczycielami w różnych okresach byli pani Maniak, pan Studziński i pani Bajor.
W okresie międzywojennym urząd wójta sprawował Szczepan Czuczwara. Funkcję sekretarza, pisarza oraz tłumacza w urzędzie gminy pełnił Walenty Ferenz.
Podczas okupacji w okolicy wsi działał silny ruch oporu AK pod dowództwem Jana Niemsowicza.
W 1946 roku rozpoczęła się akcja przesiedlania Polaków na Ziemie Zachodnie. Pierwszy transport wyruszył 21 marca. Objął rodziny Pierzchawków, Ferenzów, Niemsowiczów, Tybińskich, Niczyjów i Jagniątkowskich. Dotarli oni w okolice Kłodzka. Drugi transport skierowany do Namysłowa wyruszył 13 kwietnia. W tę stronę udali się Czuczwarowie, część rodziny Ferenzów, Najdowie, Ginalscy, Sępowie i Południakowie.
Tutaj link do wikimapii.
opracował:
Stanisław Ferenz

Ocena artykułu:

Pocztówka z 1916 r.

Napisane przez manix w

Poniżej rarytas, za który dałby się pokroić niejeden kolekcjoner. Kartka pocztowa ze zbiorów Valerie Meare wraz ze zdjęciem wysłana w 1916 r. przez Józefa Chałupę do jego brata Karola. Obydwaj służyli wtedy w wojsku. Poczta polowa nr 67 obsługiwała 4 dywizję kawalerii, która w sierpniu 1916 roku wchodziła w skład Kawaleryjskiej Grupy Leonhardiego i Niemieckiej Grupy Armijnej Marwitza. Położenie miejscowości docelowej między Kopytowem i Pustomyłami na Wołyniu. Skrót może oznaczać Feld Abteilung 4 dywizji kawalerii.

Dla tych, którym problem sprawia odczytanie treści z oryginału, zamieszczamy ściągę z treści poniżej.

22/8-916 [czyli 22 sierpnia 1916 roku]
Kochany bracie kartkę otrzymałem od ciebie 19/8 cieszy mnie że jesteś zdrów od Ludwika też otrzymałem i pisze że jest przy zdrowiu. Bogu dzięki że jesteśmy wszyscy zdrowi - posyłam ci swoją fotografii, telko [tylko] że nie jest całkiem dobrze udana, jak bym mnie się nie powrócił a ty tego doczekał tobyś choć mojej Żonie i Dzieciom pokazał je... dzisiaj odjeżdżam w pole [na front?] ktowi [kto wie] czy się zobaczymy bądź zdrów i dowidzenia się z tobą ale kiedy
brat twój Józef.


A co to za zdjęcie, z którego Józef Chałupa nie był zadowolony? Ano takie:

Ocena artykułu:

W armii austiackiej w 1916 r.

Napisane przez manix w

Oto zdjęcie, które pochodzi ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów. Jadwiga jest córką Edwarda Chałupy. Zdjęcie wykonane w 1916 roku przedstawia właśnie Edwarda Chałupę (mężczyzna w środku) i jego dwóch towarzyszy w mundurach żołnierzy armii austriackiej. Przypominamy, że był to czas zaborów (w 1916 trwała I wojna światowa) i Polacy własnych wojsk nie posiadali. Byli wcielani do wojsk poszczególnych zaborców. Zdarzało się więc i to często, że z dwóch stron linii frontu walczyli ze sobą przedstawiciele tego samego narodu.

Zdjęcie wykonano w Nowosielicy (dzisiejsza Ukraina), rodzinnej miejscowości rodziny Chałupów.

Ocena artykułu:

Jechać do Lwowa

Napisane przez manix w

Mówi się, że jeśli chcesz spotkać lwowiaka, jedź do Wrocławia. Tam praktycznie każdy, kogo byś się nie zapytał, pochodzi spod Lwowa, jego rodzice lub dziadkowie tam mieszkali, albo po prostu korzenie jego rodziny stamtąd się wywodzą. Z młodszymi wrocławianami bywa często tak, że pamiętają imię swojej prababci czy pradziadka i na tym znajomość losów rodziny się kończy. A szkoda, bo wraz z odejściem pokolenia międzywojennego (obecnie ludzie ci mają średnio po 80 lat) utracimy coś, czego nam nikt nigdy nie zwróci. Wiedzę o czasach i miejscach, w których żyli, oraz - po prostu - świadomość tego, kim jesteśmy teraz i co sprawiło, że żyjemy w takim a nie innym miejscu.
Chcemy ocalić od zapomnienia losy naszych rodziców, dziadków i pradziadków (a nawet praprapradziadków). Ich życie częstokroć zostało brutalnie stłamszone za sprawą działań wojennych. Tracili ojców, mężów, żony, dzieci, tracili swoje domy i ziemie. Zostali przymusowo przesiedleni na Ziemie Zachodnie.
Nie możemy pozwolić, by zostali zapomniani, by odeszli bez pozostawienia żadnych śladów po sobie. My po tych śladach idziemy. W jakiś sposób ich życie wpływa na nasze obecne życie. Należy im się pamięć. Jesteśmy im to winni.
Tytuł dla tej notki zaczerpnęliśmy z sentymentalnego wiersza Zagajewskiego. Dla niego Lwów jest wszędzie tam, gdzie jest pamięć o Lwowie. Z nami jest podobnie. Nasze strony rodzinne, nasze Kresy, żyją w nas, jeśli o nich pamiętamy.
Jeśli w materiałach, które tu zamieszczamy, odnajdziesz swoich bliskich lub po prostu chciałbyś nawiązać kontakt i razem z nami pielęgnować pamięć o Kresach, pisz na adres sferenz@wp.pl lub naszekresy@gmail.com. Czekamy.

Ocena artykułu: