Na frontach I wojny światowej - cz. 1.

Napisane przez manix w

Wiele informacji na temat I wojny światowej dostarcza nam pamiętnik Edwarda Chałupy. I nie są to fakty spisywane przez pobocznego obserwatora, znajdującego się w bezpiecznym, oddalonym setki kilometrów od terenu działań wojennych miejscu. Są to wspomnienia człowieka znajdującego się przez prawie cały ten krwawy okres na pierwszej linii frontu.

Edward służył w armii austriacko-węgierskiej. Został powołany do wojska w roku 1915, miał wtedy 19 lat:

Wstępując w ciężki okres wojny, przedwcześnie, 18 lipca 1915 r. pożegnałem rodzinę, krewnych, znajomych, no i dziewczynę, która mi się podobała, też wiedziałem, że ja jej się podobam, reszta pozostała niewiadomemu jutru, do poboru stanąłem w Rożnowie [...].


[Edward Chałupa (pośrodku) zaraz po wcieleniu do armii austriackiej. Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

Walczył głównie na wschodnich frontach I wojny światowej. Do wiosny 1916 r. brał udział w ofensywie wojsk austriacko-węgierskich w rejonie Karpat Wschodnich, gdzie rozegrywały się bardzo krwawe walki z wojskami rosyjskimi:

W bojach na Przełęczy Węgierskiej padło dużo żołnierzy po obu stronach walczących, toteż gdzie któren żołnierz padł na miejscu został pogrzebany, dlatego za świeżej pamięci władze postanowiły ekshumować rozsianych po górach do wspólnych mogił żołnierskich, toteż w tym celu wykopany ogromne szańce przy głównym trakcie, między Tatarowem a Woronienką, w szańcach układano trumnę przy trumnie, skrapiano, a raczej polewano mocno karbolem i zasypywano, taki był wielki rygor, że nawet trzech żołnierzy ekshumowano z cmentarza i na tych osobiście patrzyłem. Działo się to w zimie 1915 - 1916 r., ciała były w ziemi około piętnastu miesięcy, chowane tak jak padł, w płaszczu, obuwiu - wszystko sczerniałe, trzymające się jeszcze w kupie , łatwo dające się wciągnąć na dolną część trumny, następnie mocno odkażano ciała i przykryto górnymi wiekami, po zasypaniu dołów odkażano ziemię. I tak po głodzie, chłodzie i nędzy kończy się żołnierski trud [...].

Na początu roku 1917 Edward Chałupa został skierowany na front włoski, w okolice miasta Gorycja.

Po kolei, znów nas przewieziono z Tyrola jako marsz batalion 36 p. p. na front pod Gorycją, zatrzymano nas w taborze 8 km od frontu, we wsi Prwaczine.

Od 1915 r do końca 1917 r, w dolinie rzeki Isonzo, toczyły się działania wojenne Włochów przeciwko Austriakom. Gorycja była dla Włochów punktem strategicznym, gdyż zdobycie jej dawało możliwość wyprowadzenia ataku dalej, na Triest (od północy granicę włoską tworzyło pasmo Alp uniemożliwiające wszelkie działania wojenne). Tu Edward, jako członek batalionu szturmowego, wykazał się wielką sprawnością bojową oraz niemałą odwagą:

W marcu w 1917 r. były słuchy, że Włosi podkopują się pod linię frontu celem zrobienia wyłomu, przerwania frontu, wówczas dowództwo ściągnęło baterię moździerzy, pluton szturmowy do przyfrontowej rezerwy, wówczas rozpoczęła się ciężka kanonada z moździerzy. Gdy moździerze ucichły, artyleria poczęła bić ogniem zaporowym, a my, pluton szturmowy rozkaz do ataku na włoskie pozycje, wychodząc do ataku, każdy z nas się przeżegnał znakiem krzyża świętego, atak został uwieńczony powodzeniem, ja sam jeden osobiście wziąłem jedenastu Włochów do niewoli. Wśród dramatycznych okoliczności za dzielność i odwagę otrzymałem srebrny medal II klasy, wszyscy żołnierze powrócili z wypadu szczęśliwie, ja, prowadząc jeńców, trafiłem na sprężystego sierżanta w rowach austriackich, stały bowiem duże kompanie na wypadek niepowodzenia plutonu szturmowego, chciał zabrać jeńców, zbierać laury za moją krew, ja mu odpowiedziałem, wskazując na pozycje włoskie, że tam jest dużo, niech sobie idzie wziąć, ale niestety, skąd jeńców prowadziłem, tam się ziemia paliła, widać było tylko ogień i dym.


[Edward Chałupa (pośrodku) wraz z brygadą szturmową na froncie włoskim. Zdjęcie ze zbiorów Jadwigi i Stanisława Ferenzów]

W jaki sposób sam Edward Chałupa wziął do niewoli aż 11 Włochów? Pisze o tym szczegółowo w końcowej części swojego pamiętnika. Fragment ten mówi wiele o odwadze, ale i o postawie moralnej młodego Edwarda:

[...]w czasie ataku szedłem prosto na karabin maszynowy i jeszcze z dwoma żołnierzami z plutonu, zaś Włosi byli tak strasznie zdezorientowani pod silnym obstrzałem moździerzy, a działo się to wszystko w krótkiej chwili, ponieważ nasz trzech trafiło na pełny bunkier Włochów, ja objąwszy pierwszeństwo, posłałem jednego z żołnierzy, ażeby zawołał drużynowego kaprala celem wzięcia Włochów do niewoli, a że to trzeba było działać szybko, a ten pierwszy nie wracał, posłałem drugiego, a drugi zrobił to samo, tak zostałem sam i byłem zmuszony działać na własną rękę, oczywiście przy użyciu broni z mojej strony i nie mogłem dokończyć dzieła tak, jak nas uczono pod względem religijnym jak i wojskowym, tak ja wziąłem do niewoli 11 Włochów, ten raniony był 12, ale cóż z tego, nie byłem w stanie dokonać dzieła, tak z punktu religijnego i wojskowego, bo obowiązkiem mym było ranionego zabrać, a po wojskowemu zabrać karabin maszynowy, amunicję i broń ręczną, czego nie mogłem uczynić, bo brakowało mnie bodaj jednego żołnierza, któryby pilnował zabrania rannego i zdobyczy, ja znów, nie mogąc spuścić z oka jeńców z braku zaufania, musiałem pozostawić rannego i zdobycz, a wszystko działo się to z niewdzięczności żołnierskiej, działo się to na froncie włoskim - Isonzo front, pod miastem Gorycja, jeńców zaprowadziłem do kawerny nr 8, to jest loch podziemny, gdzie urzędował dowódca batalionu w randze podpułkownika, który jeńców przyjął, zostałem odznaczony srebrnym medalem II klasy, zaś moje akta zostały wysłane do archiwum, do Wiednia, ja zaś z pułkiem 20 zostaliśmy ściągnięci do tyłu na krótki odpoczynek, gdzie miałem sposobność rozmawiać z cesarzem Karolem na temat odznaczenia[...]

Za pierwsze swoje wojenne zasługi został odznaczony medalem przez samego cesarza Austro-Węgier Karola I.

Ponieważ 20 pułk był przeszło 6 miesięcy bez przerwy na froncie, przez zimę został wycofany do tyłu na zasłużony odpoczynek, w tym czasie cesarz Karol objeżdżał i przeglądał jednostki wojskowe, również i nas, było to pod koniec kwietnia 1917 r., gdy nadszedł dzień przybycia cesarza, bardzo rano pułk wymaszerował na błonie, oczekując dostojnego przybysza, gdy nadjechał, wysiadł ze świtą, orkiestra zagrała hymn cesarski, cesarz stanął, ani się nie ruszył, po odegraniu hymnu, pułkownik raportował, po raporcie sprężystym krokiem przeszedł cesarz przed wszystkiemi oddziałami, po przeglądzie zażądał, ażeby wszyscy odznaczeni medalami złotymi i srebrnymi I i II klasy wystąpili przed swe kompanie, ja też wystąpiłem jako medalista II klasy, cesarz przechodził przed odznaczonymi w formie raportu, z każdym dość długo rozmawiał, na przykład mnie się pytał, gdzie zasłużyłem medal, odpowiedź: pod Gorycją na Isonzo - front, pyta mnie, wiele mam lat, odpowiedź: 21, pytanie, skąd jestem, odpowiedź: z powiatu śniatyńskiego koło Kołomyi, wówczas cesarz się rozgadał i powiedział: ja wiem, wiem, ja w Kołomyi służyłem przy dragonach w stopniu rotmistrza, gdy miał przejść ode mnie do następnego żołnierza, jeszcze raz popatrzał na mnie od głowy do stóp i od stóp do głowy, pokręcił głową, żegnając słowami: oj, spokoju, spokoju!, rozmawiał naprawdę jak ojciec z synem i tych słów do śmierci nie zapomnę, tak mówił do mnie cesarz austriacki, a gdy odjeżdżał na dalsze przeglądy swych żołnierzy, moja myśl mu towarzyszyła: Szczęść Boże.


[Cesarz Karol I odznacza zasłużonych żołnierzy. Zdjęcie pochodzi stąd.]

I jeszcze jeden cytat obrazujący niebezpieczeństwo i krwawy charakter wojny:

Wypoczynek żołnierski dla nas dobiegał końca, ponieważ 11 maja 1917 r. Włosi rozpoczęli wielką ofensywę, a my wymarsz na front, do frontu trzeba było iść marszem kombinowanym, ponieważ wszystkie możliwe przejścia były zasypane huraganowym ogniem zaporowym, w końcu, już pod linią bojową, pozostała do przejścia jeszcze jedna kotlina, najniebezpieczniejsza, my weszliśmy przed kotliną w głęboki rów, oczekując chwili do przejścia, w mojej kompanii padł rozkaz: w tył zwrot!, w ten sposób ja zostałem ostatni na tyle, odczekałem chwilę, aż żołnierze znajdą się po drugiej stronie kotliny, odczekałem moment eksplodujących pocisków na kotlinie, po eksplozji rzuciłem się i jak błyskawica przebiegłem przez miejsce zaporowe, na kotlinie widziałem kilku żołnierzy zabitych, z drugiej strony kotliny spotkałem sanitariusza kompanijnego pytając, gdzie poszła kompania, odpowiedział, że do ósmego schronu, ja nie czekając wyprzedziłem go, wtem przyszedł pocisk moździerzowy, ciężko raniąc sanitariusza, gdzie po chwili zmarł, ja od tego pocisku zostałem raniony, dostałem się do schronu, ale wycofać się do tyłu było rzeczą niemożliwą na skutek ognia zaporowego, trzeba było czekać sposobności, moją dobrą stroną, która mnie ratowała, było to, że Włosi weszli w okopy austriackie i nie orientowali się, gdzie mogą znajdować się oddziały i wstrzymali ogień artyleryjski, ja ten moment wykorzystałem i - raniony - uciekłem z tego piekła, [...] ja wnet ruszyłem do miejscowości Czernice, obecnie Jugosławia, gdzie znajdował się szpital polowy, bardzo spieszyłem się, aby przejść jak najprędzej linię ognia zaporowego i rzeczywiście, ledwie uszedłem, rozpoczęła się Włoska kanonada, ja zgłosiłem się w szpitalu polowym z miejsca do opatrunku z powodu jątrzenia rany, ponieważ w dłoni znajdował się kawałek odłamka pocisku moździerzowego [...]

W 1918 r. Edward Chałupa trafił do niewoli włoskiej, ale o tym napiszemy w nastepnym odcinku.

Ocena artykułu:
This entry was posted on 25 stycznia 2009 at niedziela, stycznia 25, 2009 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the comments feed .

1 komentarze

Anonimowy  

Ładne połączenie zapisków z pamiętnika
a zarazem bardzo ciekawa "lektura" - osobiste doświadczenia wojny, historia, fotografia.
krysia

26 stycznia 2009 13:13

Prześlij komentarz