Wydanie wyroku śmierci jest banalnie proste. Wystarczy wziąć do ręki coś do pisania - 70 lat temu było to zapewne wieczne pióro - i w odpowiednim miejscu na odpowiednim papierze machąć swój podpis. Tylko tyle. Jeden ruch ręki, jeśli ktoś ma zwyczaj zaznaczać swój ślad bez odrywania dłoni. Kilka gramów atramentu i ktoś kończy swój udział w życiu tej planety.
5 marca 1940 roku Stalin wziął do ręki wieczne pióro i postawił podpis pod rozkazem rozstrzelania polskich jeńców. "Panom już dziękujemy" - powiedział tym gestem oficerom, policjantom, lekarzom, prawnikom, profesorom, księżom, czyli inaczej mówiąc elicie intelektualnej ówczesnej polski. Wyszedł ze słusznego skądinąd założenia, że żołnierza (czytaj: mięso armatnie) zawsze się znajdzie, ale ci, którzy mogą podejmować w ich imieniu strategiczne decyzje, i ci, którzy mogą posłużyć za intelektualną bazę rozwojową po wojnie, są nie do zastąpienia. I jednym ruchem ręki kilkadziesiąt tysięcy ludzi odesłał w zaświaty.
Skutkiem ubytku kilku gramów atramentu z kałamarza była śmierć Polaków przetrzymywanych w Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie oraz w innych miejscach. Skutkiem było przekopanie leśnej gleby i powstanie masowych grobów w Katyniu, Miednoje, Charkowie i innych miejscach, gdzie po kilkudziesięciu latach również odkrywa się ciała. Lub raczej to, co z nich zostało.
Katyń - pierwsza ekshumacja
Wystarczył jeden ruch ręki dokładnie siedemdziesiąt lat temu, by mój pradziadek Stefan Lech już nigdy nie zobaczył swojej żony i dzieci, które w ramach stawiania kropki nad "i" wywieziono w bydlęcych wagonach do Kazachstanu. I tyle.
Nie chcę wiedzieć, czy w mózgu Stalina po postawieniu podpisu zagościła jakaś głębsza refleksja. To i tak niczego nie zmieni.
Ocena artykułu:
This entry was posted
on 05 marca 2010
at piątek, marca 05, 2010
and is filed under
Lechowie
. You can follow any responses to this entry through the
comments feed
.