Nie znałem osobiście Dziadka Jana. Zmarł bardzo wcześnie, 13 maja 1942 roku, mając 43 lata. Wspomnienia o nim na nowo ożyły w czasie rozmowy z Jego dziećmi: córką Marią i synem Ludwikiem oraz najbliższą sąsiadką Heleną Ginalską. Z tych rozmów wynikało jedno: był to człowiek bardzo religijny, kochający mąż i ojciec, uczciwy, sumienny i bardzo pracowity. Można by mnożyć epitety, które w sposób pozytywny charakteryzują Jego osobowość. Przytoczę jednak słowa Heleny Ginalskiej:„słuchaj, Tadeusz, powiem ci jedno, twój dziadziuś Jan to był tak wielce poważanym i szanowanym w Pasiekach, że to był Ktoś, ale nie tylko pisany przez duże K, ale w tym słowie każda litera była duża”.
Kim był ten KTOŚ?
Jan Ferenz urodził się 23.07.1899 roku w Pasiekach Zubrzyckich w domu nr 38. Był drugim dzieckiem Antoniego i Marii zd. Sęp. Jego starszą o pięć lat siostrę Katarzynę przedstawiamy na poniższym zdjęciu:
Katarzyna Czuczwara (zd. Ferenz).
Zdjęcie dzięki uprzejmości p. Marii Kołodko.
Jan mieszkał i pracował razem z rodzicami, lecz Jego młodzieńcze, szczęśliwe, beztroskie życie przerwał wybuch I wojny światowej. Już bardzo wcześnie, bo w wieku 17 lat wcielono go do armii austriackiej. Po okresie przeszkolenia w marcu 1917r. został przewieziony na front włoski pod Gorycję. We wrześniu w bitwie pod Isonzo w czasie zaciekłej walki został ranny w nogę. Początkowo wycofano go na tyły frontu do szpitala polowego, lecz tam w wyniku stale porarszającej się opieki medycznej i braku lekarstw, został urlopowany do domu. W czasie tego urlopu zdrowotnego w Pasiekach Zubrzyckich poznał i zakochał się w bardzo ładnej młodziutkiej dziewczynie, pannie Zosi.
Nastoletnia Zofia Pierzchawka z prawej, jej siostra Franciszka i kuzynka Południak
Człowiek, który kocha i jest kochany, szybko wraca do zdrowia. Po ranie postrzałowej została tylko blizna.Wiosną 1918 r. walka na froncie włoskim zaczyna przybierać na sile. Zaborca austriacki nie rezygnuje z najlepszego żołnierza, który na polu walki nie szczędzi życia, zdrowia, krwi i potu, z żołnierza polskiego. Jan Ferenz zostaje wezwany na komisje lekarską i ponownie wcielony do armii austriackiej. Na froncie Austriacy zmieniają taktykę walki. Polegała ona na uderzaniu małymi grupami dobrze wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy, którzy opanowują najbardziej newralgiczne punkty w obronie przeciwnika. Po przeszkoleniu w oddziałach szturmowych Jan zostaje przewieziony na front włoski pod Piawę. Oddział szturmowy Jana wdziera się głęboko w linię frontu włoskiego niszcząc nieprzyjaciela, ale nie mając wsparcia i zaopatrzenia musi się wycofywać ponosząc bardzo liczne straty. To nie z winy żołnierzy, lecz przez błędy dowódców oraz ogólnej sytuacji polityczno –gospodarczej. Od października następuje wyraźna przewaga Włochów, lecz nadal na froncie trwają bardzo zacięte walki.
W listopadzie Jan Ferenz z dużą liczbą żołnierzy dostaje się do niewoli włoskiej. Rozbrojonych żołnierzy w chłodzie i wielkim głodzie przemieszczono do obozu specjalnego. Umieszczono ich w barakach, za ogrodzeniem z drutu kolczastego. Przez prawie dwa miesiące w obozie jest traktowany jak najgorszy przestępca. Przeżywa tam prawdziwą gehennę głodzony, poniżany, bity i opluwany. Taki to los zgotowali Włosi młodemu polskiemu żołnierzowi. Jan nie może się pogodzić z tym, że został porzucony i pozostawiony na pastwę losu. Oszukany i wykorzystany przez dowódców zaborczej armii austriackiej. Kiedy On za nich i dla nich nie szczędził życia i krwi , oni w zaciszu gabinetów pod koniec I wojny światowej, gdy rozpadała się monarchia Habsburgów, oddają Jego kochany Lwów, Jego ziemię praojców pod władanie Ukraińcom.
W połowie grudnia Jan Ferenz wraz z pozostałymi jeńcami zostaje przetransportowany do obozu w La Mandria di Chivasso - koło Turynu. Tu tworzą się zalążki Błękitnej Armii.
Do Jana dociera wiadomość, że w walce o Lwów, o jego ojcowiznę, znowu leje się polska krew. W obronie Lwowa giną najbliżsi, dwóch młodocianych braci Jego dziewczyny. Po Wojciechu Pierzchawce zaginął jakikolwiek ślad. Antoni Pierzchawka, któremu oddano część i chwałę, pochowany jest na cmentarzu Orląt Lwowskich.
W listopadzie Jan Ferenz z dużą liczbą żołnierzy dostaje się do niewoli włoskiej. Rozbrojonych żołnierzy w chłodzie i wielkim głodzie przemieszczono do obozu specjalnego. Umieszczono ich w barakach, za ogrodzeniem z drutu kolczastego. Przez prawie dwa miesiące w obozie jest traktowany jak najgorszy przestępca. Przeżywa tam prawdziwą gehennę głodzony, poniżany, bity i opluwany. Taki to los zgotowali Włosi młodemu polskiemu żołnierzowi. Jan nie może się pogodzić z tym, że został porzucony i pozostawiony na pastwę losu. Oszukany i wykorzystany przez dowódców zaborczej armii austriackiej. Kiedy On za nich i dla nich nie szczędził życia i krwi , oni w zaciszu gabinetów pod koniec I wojny światowej, gdy rozpadała się monarchia Habsburgów, oddają Jego kochany Lwów, Jego ziemię praojców pod władanie Ukraińcom.
W połowie grudnia Jan Ferenz wraz z pozostałymi jeńcami zostaje przetransportowany do obozu w La Mandria di Chivasso - koło Turynu. Tu tworzą się zalążki Błękitnej Armii.
Do Jana dociera wiadomość, że w walce o Lwów, o jego ojcowiznę, znowu leje się polska krew. W obronie Lwowa giną najbliżsi, dwóch młodocianych braci Jego dziewczyny. Po Wojciechu Pierzchawce zaginął jakikolwiek ślad. Antoni Pierzchawka, któremu oddano część i chwałę, pochowany jest na cmentarzu Orląt Lwowskich.
Jan Ferenz wie, że droga do wolności Lwowa i jego ojcowizny przez Francję jest dla Niego za daleka. On musi być już teraz tam, gdzie go najbardziej potrzebują. Jan wraca do Pasiek Zubrzyckich do rodzinnego domu i do Zosi jedynej, wielkiej miłości swojego życia. Wraca szybko, bo w jego domu i całej okolicy stoją hordy żołnierzy ukraińskich. On musi być ze swoimi bliskimi, zatroszczyć się o nich, dać im poczucie bezpieczeństwa. Cdn.
Opracował Stanisław Ferenz
Ocena artykułu:
This entry was posted
on 05 kwietnia 2009
at niedziela, kwietnia 05, 2009
and is filed under
Ferenzowie
. You can follow any responses to this entry through the
comments feed
.