Oglądaliście "Katyń" Andrzeja Wajdy? Jeśli tak, to na pewno pamiętacie scenę, kiedy kobieta z rowerem i małą dziewczynką przedziera się na wschodnie rubieże, by spotkać się ze swoim internowanym mężem, wojskowym. Do spotkania dochodzi. Ona z walizki przymocowanej na bagażniku wyciąga cywilne ubranie i namawia go, by się przebrał. Wartownicy niezbyt przykładają się do swojej roboty, jest szansa, że nikt ich nie zauważy, on się pozbędzie wojskowego płaszcza i jako zwyczajna rodzina po prostu sobie pójdą. On odmawia. Na pytanie dlaczego odpowiada, że ślubował ojczyźnie i jako żołnierz wytrwa na posterunku w każdych okolicznościach. Ona mu na to, że ślubował też jej, że ją nie opuści aż do śmierci, i zarzuca mu brak miłości. Rozstają się w bólu z przeświadczeniem, że widzieli się po raz ostatni.
Zawsze mnie ta scena irytowała. Wydawała mi się nierzeczywista, przerysowana i przesycona patosem. Każdy normalny facet z krwi i kości przebrałby się przecież w cywilne ciuszki, uciekł, a potem mógłby przydać się ojczyźnie w inny sposób, prawda? Przecież wiedzieli, że nie jadą walczyć. Wiedzieli, że pisana im jest niewola.
Scena irytowała mnie dokładnie do wczoraj, bo oto wczoraj moja babcia opowiedziała mi szczegół, którego wcześniej nie znałam. Mój pradziadek, Stefan Lech, jako policjant po agresji sowieckiej 17 września 1939 roku został wezwany do Tarnopola wraz z innymi policjantami na zgrupowanie. Tam wszystkich aresztowało NKWD. Policjantów postanowiono przetransportować najpierw pieszo na wschód, potem mieli jechać pociągiem. Gdy tak szli - po czterech w szeregu, jak opowiadała babcia - przechodzili przez wieś, gdzie starszy posterunkowy Lech mieszkał, czyli przez Bogdanówkę. To tam żegnała go babcia, o czym pisałam wcześniej. Kierowali się w stronę stacji kolejowej, gdzie podstawiono dla nich pociągi.
Do dziadka udało się dostać sąsiadowi, Ukraińcowi, z zawodu leśniczemu, który był z nim zaprzyjaźniony. Ukrainiec namawiał mojego pradziadka do ucieczki, chciał mu przynieść cywilne ubranie. Nikt nie widzi, mówił, strażnicy nie patrzą. Można się szybko przebrać i zniknąć.
Stefan Lech odmówił. Powiedział, że nie może. Dlaczego nie mógł? Był z nim policjant starszy wiekiem, sąsiad o nazwisku Husak. Husak był tuż przed emeryturą, a starszy posterunkowy Lech był dla niego jedyną znajomą osobą. Pradziadek powiedział, że wie, że jadą do niewoli, ale nie może zostawić Husaka samego. Tak się po prostu nie robi. Czy wiedział, że jadą na śmierć?
Może więc nie jest tak, że w scenie z "Katynia" jest zbyt dużo patosu. Może po prostu pewne postawy ludzkie dziś już nie są przez nas obserwowane. Może honor tak jak małżeństwo jest dzisiaj na jakiś czas. I nie opuszczę cię aż do rozwodu. Lub coś w tym sensie.
Ocena artykułu:
This entry was posted
on 02 listopada 2009
at poniedziałek, listopada 02, 2009
and is filed under
Lechowie
. You can follow any responses to this entry through the
comments feed
.