Zima stulecia! - narzekają kierowcy, którzy cierpliwie co rano skrobią swoje samochody. Zima stulecia! - jęczą czekający na przystankach i przytupujący dla rozgrzewki użytkownicy MPK. A na termometrach za oknem całe -10 st. Cóż to jest? Nic w porównaniu do zimy, która nastała w 1940 roku. Wtedy, w lutym, odnotowano mrozy sięgające -40 st. C.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego że zimą właśnie rozpoczęły się wywózki Polaków wgłąb ZSRR.
Jak to wyglądało? Ano klasycznie i podręcznikowo. W nocy (zawsze przychodzili w nocy, ciekawe, nie?) do drzwi waliło NKWD, po czym bez zaproszenia ładowało się do środka. Razem z drzwiami. Domownikom dawano około 30 minut na spakowanie się (szczęśliwcy mieli do dyspozycji całą godzinę). Wyobraź sobie, że nagle na twój dom napada banda podpitych wojskowych i każą ci spakować całe twoje życie w 30 minut, bo będziesz jechać w nieznanym ci kierunku. Jesteś przerażona, bo twojego męża zabrali już wcześniej i nie wiesz, co się z nim dzieje. Na dodatek jesteś kobietą, a wiadomo, że "ruscy" gwałcili wszystko, co jest płci żeńskiej bez względu na przynależność gatunkową.Pół godziny to wystarczająca ilość czasu, by zrobić to samo z tobą. Co zabierzesz? Na pewno nie to, co okaże się potem artykułem pierwszej potrzeby.
Polaków w trzaskającym mrozie wywożono na wozach i furmankach na stacje kolejowe. Tam czekano, aż zbierze się "komplet". Bywało, że część tego postoju nie przetrwała i zamarzła. Bo przecież kazano im czekać na dworze.
Potem ładowano wszystkich do bydlęcych wagonów. Moja babcia wielokrotnie mówiła, jak niebywałe szczęście miała ich rodzina, bo wywożono ich w drugiej turze. W kwietniu. Stosunkowo niewielu zmarło, bo nie było już tak zimno. Wagony były oczywiście nieogrzewane. Za toaletę służyła dziura wycięta w podłodze wagonu. Polacy, którzy dotarli do Kazachstanu w transporcie zimowym, mówili potem mojej babci, że po każdym postoju w trasie zostawiali na poboczu stosy ciał zamarzniętych na kość. Najczęściej ginęły dzieci. Mówili, że z ich pociągu nie dojechała nawet połowa. Reszta pozostała na zawsze przy torach, a ich zwłoki na wiosnę włączyły się w nieunikniony obieg materii w przyrodzie. Przecież nikt nie zaprzątał sobie umysłu taką drobnostką jak pochówek. Zwłaszcza że ziemię trzeba by było rozdzierać kilofem. Po co?
Co trzy dni dostawali do picia wodę i kawałek chleba. Powtórzę: co trzy dni.
Ci, którzy dotarli na Syberię, w nagrodę za przeżycie podróży dostali się do piekła niewolniczej pracy. Ginęli masowo. Jeśli przetrwali wojnę, to często dowiadywali się, że prawa powrotu do Polski nie mają. Wielu zostało już tam na zawsze. Ich wnuki i prawnuki nie mówią już po polsku i nie czują się już Polakami. Oni sami zapominają ojczystego języka.
W czasie wojny wgłąb ZSRR wywieziono ponad milion Polaków. Wrócili nieliczni. Czyż nie jest to porównywalne z zagładą serwowaną przez hitlerowców w obozach koncentracyjnych? Trzeba o tym pamiętać, bo często skupiamy się na kontekście niemieckim, zapominając o tym drugim. A stalinowski oprawca mordował przecież z nie mniejszym zaangażowaniem.
Ocena artykułu:
This entry was posted
on 07 lutego 2010
at niedziela, lutego 07, 2010
and is filed under
Lechowie
. You can follow any responses to this entry through the
comments feed
.